Śmiertelny strzał na Stadionie Dziesięciolecia. 14 lat od tragedii nie ma winnych śmierci Nigeryjczyka
To były ostanie chwile słynnego bazaru na Stadionie Dziesięciolecia. 14 lat temu handel nadal jednak dalej kwitł, a zajmowali się nim głównie imigranci z Afryki i Azji. Dużą grupę stanowili Nigeryjczycy. Jednym z nich był Maxwel Itoya, który urodził się w 1974 r. i przyjechał do Polski w 2002 r. W ciągu 8 lat dobrze nauczył się języka polskiego i założył rodzinę. Dzieci i swoją żonę Monikę utrzymywał z drobnego handlu. Ich słodkie życie przerwała nieoczekiwana tragedia.
W piękną majową niedzielę na targowisku nagle zjawiły się duże siły policji. Na bazarze w najlepsze miał się handel podróbkami. Rozpoczęła się kolejna łapanka nielegalnych sprzedawców. Był to jeden z elementów uporządkowania miasta przed zbliżającymi się mistrzostwami Euro 2012. Ze stolicy miały zniknąć budki ze skarpetami i obuwiem, a w ich miejsce stopniowo pojawiać się w miarę uporządkowana Warszawa jaką znamy dzisiaj.
Polecany artykuł:
Polecany artykuł:
W trakcie policyjnej akcji sytuacja stała się bardzo napięta. Zgodnie z relacjami świadków część handlarzy zaczęła uciekać na widok funkcjonariuszy. Część jednak została. Podczas kontroli jednego ze stoisk jeden z mężczyzn rzucił się do ucieczki. Policjanci ruszyli za nim. W końcu w podziemnym przejściu pomiędzy stacją PKP Stadion a ul. Sokolą dopadli jednego ze sprzedawców. Krzyczał, że jest niewinny, a wokół policjantów zgromadziła się grupa jego znajomych, żądając uwolnienia kolegi. Jednym z nich był Maxwell Itoya. Wykorzystując znajomość polskiego pytał funkcjonariuszy dlaczego zatrzymują niewinnego człowieka. Zaczął zbliżać się do jednego z tajniaków. Zgodnie z niektórymi relacjami miał podniesione ręce. Inni twierdzili, że doszło do ostrej wymiany zdań.
Jeden z policjantów nagle wyszarpnął z kabury swój pistolet. Wrzeszczał do Itoyi: odejdź, odejdź! Wycelował w jego nogi. Nagle w betonowym tunelu rozległ się ogłuszający huk wystrzału. Kula trafiła Maxwella w udo. 36-latek padł na ziemię i natychmiast zaczął mocno krwawić. Wokół niego w zastraszającym tempie rosła kałuża krwi. Policjant zaczął reanimować Itoyę, któryś z handlarzy uciskał ranę. Zanim na miejsce dojechała karetka, Nigeryjczyk już nie żył. Pocisk przebił tętnicę, nie było szans na ratunek.
Na widok tych dramatycznych scen handlarzy ogarnął szał. Na bazarze doszło do zamieszek i starć z policją. Na funkcjonariuszy posypał się grad kamieni. Mundurowi aresztowali 21 osób: 18 obywateli Nigerii oraz Gruzina, Hindusa i Kameruńczyka.
Inną wersję przedstawili policjanci. Ubrani po cywilnemu mieli ruszyć w pościg za handlarzem. Zdołali powalić go na ziemię, ale wtedy miała otoczyć ich grupa agresywnych mężczyzn. Między tajniakiem a jednym z mężczyzn miało dojść do szamotaniny. Wtedy padł strzał. Koledzy policjanta zeznali, że doszło do niego po próbie wyrwania broni funkcjonariuszowi.
Ruszyły dwa procesy. Jeden dotyczył przekroczenia uprawnień przez policjanta, a drugi dotyczył 21 zatrzymanych w zamieszkach. Zostali oskarżeni o czynną napaść na policjantów i stawianie oporu podczas zatrzymania. Wszyscy poddali się dobrowolnej karze roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata.
Śledztwo w sprawie śmierci Itoyi trwało dwa lata. Śledczy przesłuchali wielu świadków, zgromadzili bardzo obszerny materiał dowodowy. Ale śledztwo zostało umorzone. Powód? Dwie zupełnie różne wersje zdarzeń. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga tłumaczyła, że nie udało się rozstrzygnąć jednoznacznie, jak doszło do śmierci Nigeryjczyka. Policjant, który wystrzelił do Nigeryjczyka, nie poniósł konsekwencji z uwagi na umorzenie śledztwa. Nie został też zawieszony w czynnościach zawodowych, dalej służył w stołecznej policji. Śmierć Maxwella pozostała bez winnych i bez kary.
Maxwell swoją przyszłą żonę poznał 5 lat wcześniej. Po ślubie urodziła im się dwójka dzieci, Dorotę i Dawida. Pani Monika ma też córkę Dominikę z poprzedniego małżeństwa. „Super Express” rozmawiał po tragedii z wdową po Maxwellu. Kobieta nie mogła wybaczyć policji tego, co się stało. - Max to był przecież taki dobry i spokojny człowiek. On całe dnie pracował, żeby zapewnić jaki taki byt naszym dzieciom. Nie wierzę, że zaatakował policjanta - zanosiła się płaczem pani Monika.
- Dominika już wie, co się stało. Ale maluchom nie potrafię tego powiedzieć. Nie wiem nawet, jak miałabym zacząć – wyznała wtedy kobieta. - To prawda, że mąż był karany za paserstwo, ale czy to powód, żeby od razu do niego strzelać, żeby zabić człowieka? - dodała. Kobieta domagała się miliona złotych odszkodowania za śmierć męża. Nie otrzymała go. Miała problemy finansowe, na lokal komunalny była zmuszona czekać w długiej kolejce. Niedługo później opuściła nasz kraj i wyjechała do Anglii, gdzie mieszka do dziś.