Baranek Franek nie żyje. Co stało się ze słynną "owcą z autobusu"?
O baranku Franku zrobiło się głośno na początku września. To wtedy media społecznościowe obiegło zdjęcie nietypowego zwierzaka w autobusie nocnym. Wkrótce okazało się, że opiekunką Franka jest Alicia Day, która na łamach "Super Expressu" opowiadała o porwaniu swojej świnki Pupci. Teraz okazuje się, że zwierzak, który wzbudził zainteresowanie mieszkańców stolicy nie żyje. - On po prostu przestał jeść. Weterynarz był u niego 2 razy, trzeciego dnia Franek umarł... - opowiada w rozmowie z "Super Expressem" pani Day. Nasza rozmówczyni twierdzi, że lekarz nie był w stanie nic zaradzić. - Weterynarz powiedział, że nie wie co z nim jest ale dał mu leki. Baran mieszkał z moim przyjacielem na wsi pod Białymstokiem. Tam go pochowałam - mówi miłośniczka zwierząt z Nowego Jorku.
Kontrowersje wokół miłośniczki zwierząt
O Alici Day zrobiło się głośno w 2019 r. w Wielkiej Brytanii. Tam również adoptowała świnę. Właściciel mieszkania dowiedział się, że 32-latka hoduje w jego lokalu wieprza i natychmiast wypowiedział umowę. W końcu zwierzak trafił do fundacji. Pani Alicia miała też kameleona. Rozwścieczyła internautów myjąc go w kosmetyku złuszczającym skórę i zanurzając w akwarium dla rybek. - Przestań się nad nim znęcać! - pisali oburzeni użytkownicy Instagrama, na którym Alicia publikowała kontrowersyjne posty. Sprawę szeroko komentowały wtedy brytyjskie media.
Gdy na jaw wyszła śmierć barana Franka, głos zabrali polscy obrońcy praw zwierząt. - Ta Pani ma sądowy zakaz posiadania zwierząt w Wielkiej Brytanii - twierdzą pracownicy fundacji Trop Warszawa. Zapytaliśmy o to panią Alicię. - To nie prawda, nie ma na to żadnych dowodów! - odpiera zarzuty Amerykanka. I zapowiada, że w styczniu pojedzie do Rosji, by odwiedzić swoją adoptowaną krowę.