Biały Armagedon rozpoczął się w niedzielę po południu. Siedzący przy świątecznych stołach mieszkańcy Warszawy i Mazowsza najpierw z opadów żartowali, potem zaczęli się martwić. Zwłaszcza ci, którzy wieczorem wsiedli do samochodów. Padający non stop śnieg sprawił, że około godz. 19 wszystkie ulice w stolicy stały się białe. Na wiadukty, mosty i drogi, którymi poruszają się autobusy komunikacji miejskiej, wyjechało 170 pługosolarek. Pracujące pługi poradziły sobie z mokrym i gęstym śniegiem dopiero w środku nocy z niedzieli na poniedziałek. Spacerowicze mieli znacznie gorzej
- z większości chodników śnieg sprzątnięty zostanie dopiero dzisiaj.
Starcia z białym puchem nie wytrzymało niestety wiele drzew. Ciężkie śnieżne czapy łamały gałęzie, które zerwały ponad 40 linii energetycznych średniego napięcia na Mazowszu. Od niedzielnego popołudnia prądu pozbawionych było blisko 100 tys. domów na terenie województwa.
Najgorzej było w okolicach Mińska Mazowieckiego, Wyszkowa, Góry Kalwarii, Tarczyna, Serocka i Legionowa. Dariusz (44 l.), Małgorzata (42 l.) i Marta (22 l.) Wieczorkowie z Legionowa święta spędzili przy świeczkach. - Nie mieliśmy prądu w niedzielę po południu i do kolacji musieliśmy zapalić świeczki - mówią. Ekipy pogotowia energetycznego z awariami walczyły non stop, ale jeszcze wczoraj po południu prądu pozbawionych było 34 tys. odbiorców. W niektórych miejscach największym wyzwaniem okazał się dojazd do zerwanych przez intensywne opady linii, dlatego do niektórych miejscowości zasilanie wróci niestety dopiero dzisiaj.
Łamiące się pod naporem śniegu drzewa i gałęzie narobiły też kłopotów w mieście. Spadające konary uszkodziły kilka samochodów, między innymi przy Dubois, Wolność, Ząbkowskiej czy Górczewskiej. Zablokowały też wiele ulic, choćby Kowieńską na Pradze czy Asfaltową na Mokotowie. - Od godz. 20 w niedzielę do godz. 19 w poniedziałek mieliśmy 42 wezwania do połamanych drzew i gałęzi - mówi mł. kapitan Michał Konopka z zespołu prasowego miejskiej komendy straży pożarnej.