WARSZAWA: Śnieżyca sparaliżowała stolicę

2012-02-16 2:30

Gigantyczne korki, zasypane jezdnie, chodniki i przystanki autobusowe. Po fali mrozów przyszedł czas na intensywne opady śniegu. Wczorajsza burza śnieżna w porannym szczycie zmieniła podróż - czy to autem, czy autobusem - w istny koszmar.

Pojazdy wolno brnęły zasypanymi jezdniami. Pługów nie było widać, bo... zapadła decyzja, by pługosolarek nie wysyłać w miasto, żeby nie sparaliżować ruchu.

Każdy, kto wczoraj rano jechał do pracy, nieraz przeklął. Solidarnie stanęła cała Warszawa. Wisłostrada, Trasa Łazienkowska, Toruńska, Modlińska oraz wszystkie mosty i całe centrum zmieniły się w gigantyczne parkingi. Na ulice przed szczytem komunikacyjnym wyjechało 170 solarek, które miały sprawić, że jezdnie będą czarne. To jednak na nic się nie zdało. Prace solarki zakończyły się po godz. 8. Wróciły do baz, by załadować sól i nie blokować ruchu podczas porannego szczytu. Wtedy zaczęło się piekło. Jezdnie momentalnie pokryły się śniegiem, który zmienił się w głęboką breję. - Nie mogliśmy wypuścić pługosolarek w szczycie - tłumaczy Iwona Fryczyńska, rzeczniczka ZOM. - One jeżdżą całą szerokością jezdni z prędkością maksymalną 20 km/h, więc sparaliżowałyby całe miasto - tłumaczy.

Cierpieli nie tylko kierowcy, ale też pasażerowie. Mimo że część autobusów porusza się buspasami, to wczoraj i tak miały spóźnienia. Warszawiacy marzli, czekając na upragnioną linię, choć opóźnienia według Zarządu Transportu Miejskiego sięgały od godziny do nawet dwóch. Tramwaje też musiały zwolnić ze względu na bezpieczeństwo. Ciężko było się też poruszać po chodnikach, bo urzędnicy i właściciele terenów zaspali. Nic nie było poodśnieżane. - Ciężko tędy w ogóle przejść, a z wózkiem jeszcze gorzej - żaliła się Paulina Nowakowska (34 l.) z Grochowa.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki