- W tak niskiej temperaturze nie da się normalnie żyć. Wszyscy chodzimy w swetrach - załamuje ręce Irena Armiak (54 l.), która mieszka z mężem i dwójką dzieci w kamienicy przy ul. Miedzianej. Przez lata nie mogli doprosić się założenia u nich centralnego ogrzewania. Więc, by nie zamarznąć, przerobili stary piec kaflowy. Teraz nie palą w nim węglem, tylko ogrzewają mieszkanie prądem. Na niewiele się to zdaje, bo temperatura ledwo dochodzi do 16 stopni C. - Płacimy za to jak za zboże. Zimą wychodzi średnio 800 złotych za dwa miesiące, ale teraz będzie pewnie więcej, bo przy takim mrozie trzeba było podkręcić grzanie - mówi Adam Armiak (59 l.). Oboje z żoną pracują w szkole, zarabiają razem 2300 tys. zł. Nie stać ich na to, by piec chodził całą dobę, więc grzeją tylko wieczorem i w nocy.
Tymczasem na samej tylko Woli ze 193 kamienic komunalnych, w których jest ponad 4,5 tys. mieszkań, ogrzewanie ma zaledwie nieco ponad połowa! Władze dzielnicy nie spieszą się z zakładaniem niezbędnych instalacji c.o. Od 2006 roku zafundowały to dobrodziejstwo mieszkańcom zaledwie 18 budynków! Na pytanie o tak mizerne wyniki urzędnicy mają oczywiście milion wymówek. - Większość z tych budynków nie może zostać doposażonych z uwagi na roszczenia, zły stan techniczny lub planowaną rozbiórkę. Inne ze względu na technologię budownictwa - tłumaczy Anna Fiszer-Nowacka, rzeczniczka Woli. Zaznacza przy tym, że lokatorzy takich mieszkań płacą niższy czynsz. Ulga wynosi... 15 proc. za mkw. czyli 90 gr. Przy 40-metrowym mieszkaniu daje to 36 zł oszczędności, które w zestawieniu z miesięcznymi rachunkami za ogrzewanie na prąd czy gaz wyglądają po prostu żałośnie.
I nie dziwi to, że właśnie w ten sposób urzędnicy tłumaczą zimno w mieszkaniach komunalnych. Im mróz nie jest straszny, bo spędzają cały dzień w przytulnych gabinetach. W ratuszu na pl. Bankowym termometr naszej reporterki wskazał 22 st. Celsjusza, a w siedzibie Urzędu Dzielnicy Wola 23.