W poniedziałek Marta (10 l.) wraz z grupą innych dzieci wracała ze szkoły. Jak wynika z relacji 10-latki, kilkaset metrów od domu Marta nagle poczuła potworny ból w prawej ręce. Dziecko nie wiedziało, co się stało, zdezorientowana i przerażona pobiegła do domu. Kiedy rodzice zobaczyli, że dziecko wróciło całe we krwi i z raną na ręce, natychmiast zabrali córkę do szpitala. Lekarze od razu zorientowali się, że ktoś strzelił do dziecka z wiatrówki.
- Policjanci zostali powiadomieni o zdarzeniu przez sochaczewski szpital, kiedy lekarze stwierdzili, że mają do czynienia z raną postrzałową - wyjaśnia sierż. Agnieszka Skórzyńska.
Mundurowi bez trudu ustalili, skąd padł strzał.
Na terenie jednej z posesji w pomieszczeniu gospodarczym znaleźli wiatrówkę oraz śrut. Zatrzymali też Łukasza D.
Mężczyzna był trzeźwy. Wyjaśnił, że chciał przestraszyć wróble. Przez jego skrajną głupotę i brak wyobraźni mogło dość do tragedii. - 28-latek usłyszał zarzut nieumyślnego narażenia dziecka na utratę zdrowia lub życia - dodaje sierż. Skórzyńska.
Marta ostatecznie trafiła do Szpitala Bielańskiego. Tam lekarze zdołali usunąć śrut z jej dłoni. Na szczęście życiu dziecka nic nie grozi, musi jednak zostać w szpitalu przez kilka dni. Łukasz D. zostanie objęty policyjnym dozorem, grozi mu rok za kratami.