Minęły niecałe dwa miesiące od wyborów, a on już ma ludzi za nic? - pytają z niedowierzaniem pogorzelcy z Kokosowej 1/5. W ostatnią niedzielę nad ranem w ich domu wybuchł pożar. Drewniany budynek dosłownie w mgnieniu oka cały stanął w płomieniach. Mieszkańcom cudem udało się uciec, jednak mimo natychmiastowej akcji strażaków, niewiele udało się uratować. Kilka godzin po wybuchu ognia, na miejscu pojawił się burmistrz dzielnicy Piotr Guział.
Burmistrz oszukał?
- Zapewniał nas, że ma dla nas dwa lokale - wspomina Monika Czerska (30 l.). Jednak rzeczywistość okazało się zupełnie inna. Z relacji pogorzelców wynika, że już następnego dnia Guział wszystko odwołał. Zaprosił lokatorów na środę do urzędu. Miały zapaść konkretne decyzje. I co?
- Okazało się, że "Jaśnie Pana" nie ma w urzędzie. Najpierw usłyszeliśmy, że jest na ślubowaniu, a potem, że właśnie w naszej sprawie pojechał do ratusza. Nie raczył odebrać telefonu, nie zaszczycił rozmową - opowiada Czerska.
Wiceburmistrz obiecał pomoc
Ostatecznie, po interwencji "Super Expressu", z lokatorami spotkał się wiceburmistrz Michał Bitner. Przyciśnięty do muru urzędnik obiecał, że do piątku ich sprawa ruszy z miejsca.
Guział, jak na urzędnika przystało, problemu nie widzi. Wręcz przeciwnie, chełpi się swoimi osiągnięciami. - Mam zapewnienie, że dla 5 najbardziej potrzebujących osób są już gotowe lokale zastępcze - zarzekał się burmistrz. Zaprzeczył natomiast, że umawiał się z nimi albo cokolwiek im obiecywał.
- Czyli zdaniem burmistrza wymyśliliśmy to sobie? - dziwią się pogorzelcy. "Super Express" nie zostawi tej sprawy, sprawdzimy, jak burmistrz tym razem wywiąże się ze swoich słów.