Ta zbrodnia sprzed 30 laty wstrząsnęła mieszkańcami Jelonek. Nigdy niewyjaśniona tragedia z Szeligowskiej 32 pozwoliła na tworzenie wokół niej przeróżnych legend. Jedni twierdzą, że majętna rodzina, której ciała zostały tam znalezione, to ofiary sfrustrowanego ojca. Mężczyzna miał zastrzelić swoją żonę i dwójkę dzieci - 9-letniego syna i 13-letnią córkę. Dziewczynka obudzona strzałami miała wyskoczyć z łóżka i schować się w kącie. Jednak jej ojciec nie zawahał się i z zimną krwią odebrał życie również jej. Po wszystkim miał rozlać benzynę i podpalić dom. Na podłodze znaleziono trzy zapałki. Najwyraźniej nie był w stanie tego zrobić. Sam też się zastrzelił. Inna wersja wydarzeń mówi, że rodzina zginęła z rąk włamywaczy.
Jedno jest pewne. Od tamtej pory w domu nikt nie chciał na dłużej zamieszkać. Przez lata stał i niszczał.
- Słyszeliśmy, że w tym domu straszy. Nawet nasze dzieci przychodziły tu szukać duchów - mówią Teresa (55 l.) i Jerzy (60 l.) Pietrzakowie z Bemowa. Na temat tego budynku huczy w całej okolicy i na forach internetowych. Mówi się, że gdy tylko zapadnie zmrok, na Szeligowskiej słychać przeraźliwe jęki i krzyki. Nieliczni mieli też okazję zobaczyć tajemnicze postaci przez okno albo dziecko biegające po podwórku. Nocą widziano też dym, który leciał z komina. W sobotę rano pustostan stanął w płomieniach. Języki ognia objęły główny budynek. Na miejsce przyjechało 7 zastępów straży pożarnej, policja i pogotowie. Akcja trwała ponad 2 godziny. - Nie wiemy, jak doszło do zaprószenia ognia. Budynek był opuszczony, nikogo w nim nie było - tłumaczył rzecznik straży pożarnej Artur Laudy. Nawiedzony dom spłonął niemal całkowicie. Wyjaśnianiem przyczyn pożaru zajmie się teraz policja.