Sprawa Anny W. dobiega końca. Gorąco na sali sądowej. Prokurator chce surowego wyroku. Obrona: „Dowodów winy nie ma żadnych!”
O sprawie tajemniczej śmierci w kamienicy przy ul. Miedzianej pisaliśmy na łamach „Super Expressu” już wielokrotnie. W marcu ubiegłego roku Anna W. wybrała nr 112. - Mój mąż wbił sobie nóż – powiedziała. Po chwili na miejsce przyjechał patrol policji. Mundurowi próbowali reanimować Dariusza, ale ten już nie żył. Funkcjonariusze tego samego dnia zatrzymali Annę. Wkrótce usłyszała zarzut zabójstwa i trafiła do aresztu.
Od tamtej pory odbyło się wiele rozpraw. Sąd szczegółowo przesłuchał przyjaciół i rodzinę tragicznie zmarłego oraz wysłuchał biegłych z zakresu psychologii i kryminalistyki. Dariusz wykazywał tendencje do samookaleczania się, mówił też o chęci odebrania sobie życia. Nikt jednak nie brał tego na poważnie, mimo, że w przeszłości dwukrotnie sam zadał sobie cios nożem brzuch. - Sam sobie to zrobiłem – zeznał w 2014 r. Według Anny W. feralnego dnia też sam wbił sobie nóż.
Wczoraj za zamkniętymi drzwiami odbyło się przesłuchanie kolejnego biegłego, tym razem z zakresu psychologii. Później strony wygłosiły mowy końcowe. - Zebrane dowody jednoznacznie wskazują, że oskarżona dopuściła się zabójstwa forsując przy tym wersję o samobójstwie męża. Oskarżona kłamie – przekonywała prokurator, która chce dla oskarżonej 12 lat więzienia. Obrońca odpierał zarzuty. - Słuchając pani miałem wrażenie, że byliśmy na dwóch innych procesach. W tej sprawie jest wiele wątpliwości. Dariusz cały czas opowiadał, że zrobi sobie krzywdę. Dowodów winy nie ma żadnych – przekonywał obrońca, wnosząc o uniewinnienie. Sąd postanowił zastanowić się nad sprawą i odroczyć werdykt do piątku. Czy uzna Annę za winną zbrodni?