Sprawa przeciwko miejskiemu aktywiście Janowi Śpiewakowi została wytoczona przez byłego wiceprezydenta Warszawy Jacka Wojciechowicza. Chodzi o wpis działacza na Facebooku, w którym powiązał dymisję wiceprezydenta z udziałem w aferze reprywatyzacyjnej. Wojciechowicz domaga się z tytułu naruszenia dóbr osobistych kilkunastu tysięcy złotych zadośćuczynienia. Przed sądem w końcu stawiła się była prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. W trakcie zdalnego posiedzenia opowiadała o kulisach odwołania jej zastępcy.
Jak przyznała, wiceprezydent odpowiadał w stołecznym ratuszu za nadzorowanie budów i inwestycje. Został zdymisjonowany ze względu na niewystarczający stopień ich wykonania. - Wynikało to z tego, że nie wykonał on i podlegli mu pracownicy przewidzianych inwestycji. Powinny być wykonane w 2016 na około 20 procent, a były w niecałych 10 procentach - powiedziała Gronkiewicz-Waltz. I dodała, że jego dymisja nie miała związku z aferą reprywatyzacyjną, a decyzję o dymisji podjęła już w czerwcu 2016 roku.
- Poinformowałam o niej, gdy wróciłam z urlopu. Zaproponował mu funkcję prezesa Tramwajów Warszawskich, ale odmówił i powiedział, żebym go odwołała - powiedziała była prezydent stolicy.
Jacek Wojciechowski potwierdził słowa Hanny Gronkiewicz-Waltz. Sędzia Eliza Kurkowska dopytywała też o wpływ publikacji aktywisty Jana Śpiewaka na jego życie. - Są to stwierdzenia, które są poniżające w opinii publicznej, pozbawiające mnie autorytetu i dobrej czci - powiedział.
Mecenas Jana Śpiewaka zawzięcie bronił swojego klienta, wytaczając kolejne działa. Sam pozwany został upomniany przez sędzię za wybuchy śmiechu, nie miał też przy sobie dowodu osobistego. Sąd postanowił odroczyć ogłoszenie orzeczenia w tej sprawie. Kolejne posiedzenie odbędzie się w trybie zdalnym we wtorek, 1 czerwca.