W Warszawie pojawiły się pierwsze plakaty kandydatów w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Na razie znaleźć je można na przykład na kioskach w małych reklamowych gablotach. Za chwilę jednak nadejdzie samowolka i jak zwykle utoniemy w śmieciach, których nie będzie komu sprzątać. To nie żarty. Choć komitety po wyborach mają 30 dni na zdjęcie materiałów, Zarząd Oczyszczania Miasta musiał w ubiegłym roku wyręczyć w porządkach 13 komitetów, co kosztowało aż 47,3 tys. zł. Na czele listy bałaganiarzy znalazły się największe partie, czyli PO i PiS. Oni pieniądze zwrócili, inni niestety nie.
Jak ujawnia ZOM, za sprzątanie śmieci ze słupów, latarni, a nawet budynków nie zapłaciły dotąd Nasz Ursynów, Projekt Żoliborz, Warszawska Wspólnota Samorządowa oraz Wspólnota Samorządowa Gospodarność, których długi sięgają 6 tys. zł. To jeszcze nic. Polska Partia Pracy i Liga Polskich Rodzin nie płacą od ostatnich wyborów parlamentarnych z 2007 roku! Ich długi sięgają odpowiednio 663 zł i 1259 zł plus niemałe odsetki.
Przedstawiciele partii startujących w nadchodzących wyborach zapewniają jednak, że tym razem będzie porządek. - Jasno i wyraźnie poinstruowaliśmy naszych kandydatów o ich obowiązkach. Każdy wie, gdzie może wieszać materiały i ile czasu ma na ich uprzątnięcie. Żadnej pobłażliwości nie będzie - obiecuje warszawska posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska (54 l.), szefowa stołecznej PO. Palcem kandydatom swojej partii grozi też Sebastian Wierzbicki (34 l.), przewodniczący warszawskich struktur SLD. - Nasi kandydaci będą uczuleni, żeby nie zaśmiecać miasta i zostaną uprzedzeni, że grożą za to poważne konsekwencje - mówi. Trzymamy za słowo, ale i tak sprawdzimy to