Protesty w ramach Strajku Kobiet zorganizowane w sobotę znów przyciągnęły na ulice tysiące ludzi. W tłumie idącym z ronda Dmowskiego w stronę placu Unii Lubelskiej była Lidia Grabuś. To był jej drugi raz na protestach. Finał okazał się dramatyczny. - Chciałyśmy dojść do stacji Politechnika by jechać metrem do domu. Wokół było pełno policjantów, którzy w pewnym momencie zaczęli biec w naszą stronę – w kaskach, z tarczami i pałkami. Uciekaliśmy, by nie zamknęli nas w kotle – opowiada Lidia Grabuś (31.l). Przeskoczyła płot przy ul. Waryńskiego. Zdążyła w ostatniej chwili. Wtedy z tyłu w ruch poszły policyjne pałki. Przerażona próbowała przeskoczyć przez kolejne ogrodzenie. Ale runęła na beton z wysokości ponad dwóch metrów. Jej nogi nie wytrzymały upadku…
Mimo bólu dojechała do mieszkania. - Kolega wniósł mnie po schodach do domu. Moje kostki puchły, a ja wyłam z bólu – opowiada. Wizyta na SOR-ze potwierdziła skręcenie i naderwanie obu stawów skokowych. Prawa noga została włożona w gips. Na lewą - stabilizator. Kobietę czeka kilkutygodniowa rehabilitacja. Jej koszt to nawet ponad 1,5 tys. zł! W czasie pandemii taki wydatek to koszmar. Lidia straciła pracę w czasie lockdownu, a czteroosobową rodzinę utrzymuje jej partner. Kobieta nie żąda jednak odszkodowania od policji. Zwraca się tylko z apelem. - Tu nie chodzi o pieniądze. Oczekuję tylko, żeby policja przestała używać siły wobec ludzi, którzy idą w pokojowej demonstracji. Żeby nie trzeba było przed nimi uciekać ze strachu – mówi ofiara demonstracji. Pomoc w dojściu do zdrowia zaoferowały Lidii Grabuś przedstawicielki Strajku Kobiet.