Straż Miejska nie jest ulubioną formacją warszawiaków. Choć wielokrotnie interweniuje w obronie mieszkańców, wciąż niestety kojarzy się głównie z zakładaniem żółtych blokad na koła źle zaparkowanych aut czy kontrolami na bazarach. I nie zmienia tego wizerunku nawet powszechnie lubiany ekopatrol. Ciężko jest więc funkcjonariuszom walczyć o podwyżki pensji.
A te - obiektywnie patrząc - nie są wysokie. Jak dowiedzieli się dziennikarze "Super Biznesu" początkujący strażnik dostaje niewiele ponad 2,5 tys. zł netto. - Po ponad 30 latach służby zarabiałem 3,3 tys. zł na rękę - mówi nam były warszawski strażnik. Podwyżki nie było od lat. Ostatnio w 2015 r. podwyższono premie o 300 zł. Dlatego Związki Zawodowe Funkcjonariuszy oraz Pracowników Straży Miejskich i Gminnych postanowiły zawalczyć o pieniądze u prezydenta Warszawy. Dziennikarz Radia Zet dotarł do pisma z postulatami. Związkowcy żądają w nim "podniesienia miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego o 1700 zł z wyrównaniem od września 2019 roku.". Dają prezydentowi miesiąc na decyzję. Inaczej – grożą strajkiem.
- Oczywiście ja bym bardzo chciał, żeby strażnicy miejscy zarabiali więcej pieniędzy, natomiast dziś sytuacja jest bardzo trudna. Mówiliśmy o tym, że rządzący zabierają nam 1,7 mld zł rocznie - powiedział w „Expresie Biedrzyckiej” Rafał Trzaskowski. Zapewnia, że „będzie się wspólnie ze strażnikami zastanawiał jak poprawić ich los”. Związkowcy mają też drugi postulat: chcą dymisji komendanta Zbigniewa Leszczyńskiego, którzy rządzi strażą od 15 lat. To przyjaciel byłej prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, były oficer BOR. To jego związki obarczają winą za brak wzrostu płac. - Będziemy na ten temat rozmawiać. Delegowałem do rozmów swojego sekretarza. Mam nadzieję, że będziemy w stanie się porozumieć - podsumowuje Rafał Trzaskowski.
Polecany artykuł: