Bzyczą, żądlą, a dla osób uczulonych na ich jad mogą stanowić śmiertelne zagrożenie. Do tej pory usuwaniem gniazd os i szerszeni w domach warszawiaków zajmowali się strażacy. Obecnie, żeby usunąć natrętne owady, trzeba zapłacić prywatnej firmie. Dlaczego?
- Komendant zdecydował, że nasze jednostki mogą usuwać osy i szerszenie tylko w budynkach użyteczności publicznej albo kiedy zagrożone jest ludzkie życie - tłumaczy Piotr Tabencki (35 l.) z warszawskiej PSP. - Mieliśmy tyle zgłoszeń, że na zlikwidowanie gniazda ludzie musieli czekać po 10 dni - dodaje.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, warszawiacy wzywali strażaków, nawet kiedy zobaczyli w swoim domu jednego owada. Dlatego komendant uznał takie interwencje za stratę czasu.
I teraz zajmują się tym prywatne firmy. Robią to szybko i profesjonalnie, ale niestety ich usługi kosztują. - Taka opłata zrujnowałaby mój domowy budżet. Szkoda, że strażacy w Warszawie nie robią tego za darmo - nie ma wątpliwości Irena Rosłoń (45 l.), u której osy zalęgły się w betoniarce.
W dużo lepszej sytuacji są mieszkańcy podwarszawskich miejscowości. Strażacy ochotnicy nie podlegają rozporządzeniu komendanta i nadal zajmują się likwidowaniem owadów i co najważniejsze - całkowicie bezpłatnie.