Dramatyczne warunki na chodnikach i ulicach. Sparaliżowane SOR
Rano szedłem odśnieżyć samochód. Jak wychodziłem poślizgnąłem się na oblodzonych schodach, upadłem i złamałem rękę z przemieszczeniem - powiedział w rozmowie z „Super Expressem” pan Eugeniusz (61 l.), który - jak dodał - czekał 6 godzin na szpitalnym oddziale ratunkowym, aby został w ogóle przyjęty przez lekarza. Inny pacjent z poważnym urazem, Patryk Antoniewski (38 l.) czekał pięć godzin, aż przyjedzie do niego karetka pogotowia. Potem spędził kolejne cztery godziny na SOR. Jak się szybko okazało w warszawskich szpitalach doszło do kompletnego paraliżu. Pomieszczenia były mocno przepełnione i panował w nich totalny chaos. Zabrakło również ambulansów dla rannych. Nieoficjalnie wiadomo, że nawet kilkadziesiąt osób czekało w kolejce na karetkę. Wszystko przez panującą od rana gołoledź na chodnikach i ulicach.
Strażnicy miejscy będą dbać o chodniki?
W wielu miejscach służby odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeństwa, oraz prywatne podmioty, nie wywiązywały się należycie ze swoich obowiązków. Czytelnicy „Super Expressu” wpadli na pomysł, czy do pomocy nie można by było oddelegować warszawskich strażników miejskich? Zespół prasowy tej formacji udzielił nam jasnej odpowiedzi w tej sprawie…
- Takie działania nie mieszczą się w obowiązkach ustawowych straży miejskiej. Moglibyśmy przystąpić do tego typu czynności tylko w jednym przypadku… gdy zapanuje stan klęski żywiołowej, a wojewoda mazowiecki zleci nam takie działania - skomentował Jerzy Jabraszko z zespołu prasowego warszawskiej straży miejskiej. Mimo to, strażnicy zapewniają, że w inny sposób czynnie uczestniczą w działaniach w walce z zimową aurą. - Wielu strażników to wykwalifikowani ratownicy medyczni z odpowiednimi szkoleniami. Mogą więc udzielić pierwszej pomocy, gdy dojdzie do złamania lub urazu na chodniku - dodał Jerzy Jabraszko. Strażnicy miejscy patrolują również stołeczne ulice i sprawdzają gdzie zarządca terenu nie wywiązuje się z odpowiedniego odśnieżania czy odladzania. Wtedy kontaktują się z nim, a w skrajnych przypadkach nawet wystawiają mandat, który może wynosić nawet 500 zł.