Do szokujących wydarzeń doszło w piątek, 7 maja około godziny 14 na warszawskim Gocławiu. Świadkowie tragedii zauważyli zakrwawionego mężczyznę, który wybiegał z pralni chemicznej z nożem w ręku. Na razie nie są znane dokładne szczegóły wydarzeń, ale wszystko wskazuje na to, że w pralni przy ul. Bora Komorowskiego doszło do kłótni pomiędzy ojcem i synem. Jeden z nich ugodził drugiego nożem, a następnie sam ranił się ostrym narzędziem i próbował poderżnąć sobie gardło. Do akcji wkroczyli policjanci, którzy oddali kilka strzałów ze służbowej broni.
Niestety, masakry w pralni nie przeżyła jedna osoba. Teren po strzelaninie na Gocławiu został ogrodzony. Jak relacjonuje nasz reporter, na miejscu jest mnóstwo radiowozów, cztery karetki pogotowia i straż pożarna. Pralnia znajduje się w środku osiedla, między parkingami, placem zabaw i licznymi sklepami. W pralni wybita jest szyba. W środku budynku pracują technicy kryminalistyki, którzy muszą zebrać wszystkie ślady. Jak nieoficjalnie słyszymy, gdy policja weszła do pralni, jeden z mężczyzn miał przy sobie niebezpieczne narzędzie - najprawdopodobniej właśnie nóż, którym wcześniej dźgnął drugiego mężczyznę. To dlatego policja oddała strzały.
Wiadomo już, że ofiarą jest właściciel pralni. Niewykluczone, że mężczyzna, który go zabił to jego syn.
Mieszkańcy są wstrząśnięci tym, co wydarzyło się na Gocławiu. Miejsce, w którym doszło do tragedii to teren dużego osiedla. W pobliżu znajduje się bazar, pętla autobusowa, liczne bloki i place zabaw dla dzieci. Na framudze okna pralni znajdują się ślady krwi, jest te z wybita szyba. W środku budynku znajduje się broń.
Na razie stołeczna policja nie ujawnia szczegółów tego makabrycznego zdarzenia. - Wciąż ustalamy dokładny przebieg tego zdarzenia. Na miejscu są wszystkie potrzebne służby. Nic więcej nie mogę teraz powiedzieć - przekazała Małgorzata Wersocka z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.
Więcej nowych faktów przeczytasz w tym artykule.
Strzelanina na Gocławiu. Czytaj więcej: