Przypomnijmy, że w piątek, 7 maja około godziny 13:30 doszło do wstrząsających wydarzeń na warszawskim Gocławiu. W pralni przy ulicy Bora Komorowskiego w pobliżu ulicy Umińskiego doszło do starcia pomiędzy właścicielem pralni i najprawdopodobniej - jego synem. W wyniku ataku, starszy mężczyzna nie przeżył. Chwilę później policjanci oddali strzały w kierunku napastnika, który zdaniem świadków był niczym w amoku.
Reporterzy Super Expressu udali się na miejsce i rozmawiali ze świadkami krwawej makabry. Jak relacjonuje pani Elżbieta, mieszkanka Gocławia, najpierw zobaczyła dwa radiowozy policji, a następnie wozy straży pożarnej. Ona sama stała na pobliskim przystanku autobusowym, bo chciała pojechać na zakupy.
- Początkowo dwóch strażaków i dwóch policjantów chciało wejść do pralni, ale drzwi były zamknięte. Wtedy strażacy użyli łomu i wybili szybę. Mundurowi weszli do środka i tak szybko jak tam weszli, wybiegli - relacjonuje Pani Elżbieta. I dodaje, że z budynku wyszedł mężczyzna z nożem, który był cały zakrwawiony.
- Policjanci zaczęli krzyczeć, by uciekać. Potem zobaczyłam, jak policjant strzela napastnikowi w nogi. Był to młody mężczyzna w wieku około 30 lat - mówi mieszkanka Gocławia. Jej wersję potwierdza Karolina, która mieszka w bloku przy ulicy Umińskiego i widziała zdarzenie z okna na szóstym piętrze.
- Miałam wychodzić do sklepu, kiedy usłyszałam strzały. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam biegnących policjantów, którzy mieli w rękach broń. Pewnie strzelali do kogoś. Później widziałam, że idzie mężczyzna, który był dosłownie cały zakrwawiony - głowa, gardło, zakrwawione ręce w górze i szedł jak w jakimś amoku. Prawdopodobnie miał nóż w ręku - relacjonuje Karolina. Potem padły strzały ostrzegawcze, później postrzelony został napastnik. Został obezwładniony i przewieziony do szpitala - mówi reporterom, którzy zgromadzili się na miejscu strzelaniny na Gocławiu.
O szczegółach makabry przeczytacie w tym artykule - KLIKNIJ TUTAJ.
Strzelanina na Gocławiu. Czytaj więcej: