Do wstrząsających wydarzeń doszło w piątek po godz. 13. Na numer alarmowy 112 wpłynęło anonimowe zgłoszenie, z którego wynikało, że ktoś może potrzebować pomocy w pralni przy ul. Bora-Komorowskiego. Na miejsce zostali zadysponowani policjanci, strażacy i pogotowie ratunkowe. Mundurowi i strażacy byli pierwsi. Wybili szybę i weszli do środka. W środku zastali dwóch mężczyzn. Jeden leżał na ziemi, drugi stał zakrwawiony z nożem w ręku i w pewnym momencie z tym nożem ruszył w kierunku policjantów. – Tak szybko jak tam weszli, tak i stamtąd wybiegli. Zaczęli do mnie krzyczeć, żebym uciekała. Potem zobaczyłam, jak jeden z nich strzela napastnikowi w nogi. Był to młody mężczyzna w wieku ok. 30 lat w zakrwawionej koszulce – opowiedziała „Super Expressowi” pani Elżbieta, mieszkanka bloku sąsiadującego z pralnią.
Polecany artykuł:
Strzelaninę widziała też ze swojego okna Karolina. – Miałam wychodzić do sklepu, kiedy usłyszałam strzały. Przez okno zobaczyłam biegnących policjantów, mieli w rękach broń. Zakrwawiony mężczyzna, głowa, gardło czerwone od krwi, szedł jakby w amoku, z nożem w ręku – opowiedziała. Policjantom udało się obezwładnić szaleńca. – Napastnik nie reagował na polecenia funkcjonariuszy, ruszył w ich kierunku i ich zaatakował. Jeden z policjantów w trakcie interwencji oddał strzały z broni służbowej. Mężczyzna został obezwładniony i zatrzymany. Ze względu na to, że miał liczne rany kłute i cięte ciała, został zabrany w asyście policji do szpitala – potwierdził nam Rafał Retmaniak z Komendy Stołecznej Policji.
Kilka godzin później z pralni wyniesiono zwłoki drugiego mężczyzny. – Napadniętym mundurowym nic się nie stało. Są objęci opieką psychologa. Będziemy wyjaśniać okoliczności całego zdarzenia – zapewnił Rafał Retmaniak. Z nieoficjalnych informacji, do jakich dotarli dziennikarze „SE”, wiadomo, że ofiarą jest właściciel pralni. Niewykluczone, że mężczyzna, który go zabił, to jego syn.