- Drzwi od klatki schodowej otwarte są całą dobę. Tak samo okna na korytarzu. Nie da się tu wytrzymać. Śmierdzi nawet na najwyższych piętrach – mówi Krystyna Firlit-Fesnak (67 l.), mieszkanka budynku.
Smród pochodzi z mieszkania na parterze. W lokalu nie ma firanek, dlatego udało nam się zajrzeć do środka. W pokojach przewalają się śmieci, jest bałagan, latają muchy. Zamieszkująca je Pani Elżbieta nie chciała z nami rozmawiać. - Wynocha! Zaraz zadzwonię po policję – krzyczała przez drzwi do dziennikarzy Super Expressu.
Kobieta wprowadziła się na ulicę Zaruby trzy miesiące temu. Wcześniej, zajmowała mieszkanie na parterze przy Pileckiego.
- Od 3 lat stanowiła ogromny problem dla sąsiadów. Na klatce z powodu zapachu zainstalowaliśmy odświeżacze powietrza. Musimy też regularnie przeprowadzać dezynsekcję i deratyzację korytarza. Na szczęście już tu nie mieszka, a my czekamy na wyrok sądu w sprawie nakazowego posprzątania lokalu – wyjaśnia Andrzej Grad (64 l.) ze Spółdzielni Mieszkaniowej Wyżyny. - Z jej powodu w bloku pojawiły się myszy, które przegryzły kable od internetu. W nocy słyszeliśmy jak grasowały w pionie aż na piątym piętrze. To był istny koszmar – dodaje Michał Żardecki (43 l.), sąsiad kobiety.
Pani Elżbieta nie zachowuje się jak osoba chora - rozmawia z sąsiadami, jeździ samochodem. Pytana o bałagan w mieszkaniu zmienia temat.
- W 2016 roku chcieliśmy jej pomóc, ale odmówiła. W tym miesiącu ponownie próbowaliśmy nawiązać z nią kontakt. Nie otwierała nam drzwi, ani nie odbierała telefonu. Jeśli nie wyrazi zgody na objęcie opieką, my będziemy bezradni. Wtedy pomoże tylko i wyłącznie sąd – podsumowuje Beata Oliwa, kierownik działu pomocy specjalistycznej w OPSie na Ursynowie. Batalia sądowa trwa jednak latami, sąsiedzi kobiety potrzebują pomocy tu i teraz.