Warszawa, Żoliborz. Ciotka Amerykanina obciąża kuzyna przed sądem: "Od dawna planował zabić matkę"
Słowa krewnej Karla Pfeffera (pół-Polaka, pół-Amerykanina) obciążały go już podczas pierwszego procesu, który zakończył się skazaniem 28-latka na 25 lat więzienia. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał go wtedy winnym zamordowania (prawdopodobnie 31 marca 2020 roku) 68-letniej Gretchen, choć jej ciała nigdy nie odnaleziono. Sam Karl twierdził, że "pochował ją w Wiśle", to znaczy rozczłonkował zwłoki matki i w paczkach wrzucił do rzeki z mostu w Nowym Dworze Mazowieckim.
Po apelacji sąd nakazał jednak powtórzenie procesu. Karl wycofał wtedy wszystkie swoje wcześniejsze zeznania. Gdy przytaczano mu nagrania z przesłuchania, nazwał je nudą i kłamstwami.
Ciotka skarżonego postanowiła przyjechać z USA, by uczestniczyć w procesie przed warszawskim sądem, a nie tylko w jednej rozprawie, jak za pierwszym razem. Teraz opowiedziała, że słowa Gretchen wracają do niej jak koszmar.
W marcu, siedem lat przed zniknięciem, siostra wyznała jej, że bała się Karla. – Powiedziała mi to wprost: „On mnie zabije”. Pamiętam każdy szczegół. Pamiętam, jak moja siostra napisała do mnie tego dnia, zanim umarła. Pamiętam, co powiedziała – mówiła w sądzie 66-letnia Haidi, obciążając kuzyna, siedzącego na ławie skarżonych. Karl raz uśmiechał się ironicznie, innym razem słuchał uważnie słów ciotki.
– Czy moja siostra mogła po prostu zniknąć, wyjechać do innego kraju i zerwać kontakt ze wszystkimi? Nie ma takiej możliwości. Gdyby żyła, ktoś by coś wiedział. Ktoś by dostał od niej wiadomość. Moja siostra nie mogła tak po prostu zniknąć − podsumowuje Amerykanka. W ten sposób odniosła się do pytań, czy możliwe, by Gretchen wciąż żyła.