- Płomienie buchały na kilkanaście metrów w górę. Wokół biegali strażacy i wyły syreny. Widziałam, jak cały nasz dobytek trawi ogień - załamuje ręce Ewa Patyk (52 l.), która mieszkała w spalonym budynku. I to wszystko dlatego, że on ubzdurał sobie, że na niego donosimy - dodaje ze łzami w oczach.
Patrz też: Rembieszów - Szaleniec terroryzuje wieś
Wszystko rozegrało się w czwartek po godz. 23. Zbigniew Z. wymyślił szatański plan, a potem z żelazną konsekwencją go zrealizował. Najpierw pojechał na stację benzynową. Tam kupił 5 litrów paliwa. Potem poszedł pod dom Patyków. Założył na głowę kominiarkę i pod osłoną ciemności zaczął oblewać budynek benzyną. Kiedy skończył, po prostu rzucił zapałkę, odwrócił się na pięcie i uciekł.
Śpiących ludzi sprzed spaleniem żywcem uratował sąsiad. To on walił do ich drzwi i krzyczał, że się pali. Kiedy cały dobytek rodziny Patyków płonął na ich oczach, Zbigniew Z. ukrył się w domu. Cwany podpalacz przebrał się nawet w pidżamę, żeby mieć alibi, gdyby przyszli do niego mundurowi. Nie wytrzymał jednak i poszedł nacieszyć oczy nieszczęściem swoich wrogów.
Czytaj dalej >>>
Tam złapali go policjanci. Na początku do niczego się nie przyznawał. Dopiero później wyznał, że podpalił budynek z zemsty. Ubzdurał sobie, że mieszkańcy domu donoszą na niego policji. Okazało się, że wcześniej wypił sobie na odwagę. Miał we krwi ponad 2 promile alkoholu.
Nad ranem z budynku zostały tylko zgliszcza.
- Na miejscu było 11 zastępów straży. Dom był zrobiony z łatwopalnych materiałów. Musieliśmy przez kilka godzin walczyć, żeby ogień się nie rozprzestrzenił - wyjaśnia asp. Piotr Tabencki (36 l.) z warszawskiej straży pożarnej. Kiedy Zbigniew Z. wytrzeźwieje, zajmie się nim prokurator.