Dochodziła godz. 17, gdy mieszkańcy kamienicy przy ul. Płockiej 21 usłyszeli głośne krzyki Piotra R. Po chwili zobaczyli mężczyznę stojącego na parapecie okalającym trzecią kondygnację budynku. Desperat stał z paskiem od spodni w ręku. W pewnym momencie zawiązał sobie z niego pętlę na szyi, a drugi jego koniec przymocował do rynny. - Krzyczał, że skoczy i że powiesi się w trakcie tego skoku - mówi jeden z mieszkańców ul. Płockiej.
Po chwili na miejscu była już policja, pogotowie i straż pożarna. Ratownicy odgrodzili cały teren wokół miejsca, gdzie upaść mógł mężczyzna, i rozłożyli przed budynkiem poduszkę powietrzną, tzw. skokochron. W tym czasie policyjni negocjatorzy zaczęli rozmawiać z desperatem. Szybko okazało się, że jest on w sztok pijany i niebezpieczne ewolucje z paskiem od spodni na szyi traktuje jako wyśmienita zabawę.
Po ponadgodzinnych negocjacjach skoczek zszedł z parapetu i oddał się w ręce lekarzy. Trafił do izby wytrzeźwień przy ul. Kolskiej. Miał ponad 2 promile alkoholu. Widowisko, które zgotował przechodniom, było prawdopodobnie efektem pijackiego amoku, nie choroby psychicznej.