Kierowcy wysiadali z aut i psioczyli na urzędników i policję. Wyłączali silniki i bezradnie siadali na pasach zieleni. Pasażerowie musieli wychodzić z autobusów i resztę trasy pokonywali już na piechotę. Tłumy maszerowały na przykład Trasą Łazienkowską. Brak informacji i totalny chaos - to mieszkańcy zarzucali służ-bom, które chaotycznie próbowały kontrolować sytuację w mieście.
- Co się tu dzieje? - pytali zdezorientowani kierowcy, kiedy policjanci ze względów bezpieczeństwa wyłączyli z ruchu Trasę Łazienkowską. W tym czasie europejscy przywódcy wylatywali akurat z Warszawy. I tak trasa Łazienkowska, którą codziennie przejeżdża ponad 150 tys. aut, momentalnie stanęła.
- Byłoby znośnie, gdybyśmy chociaż jechali w żółwim tempie - narzekała Natalia Chodecka (22 l.). - Ale samochody ani drgną! Spokojnie można urządzić sobie piknik! - To jest prawdziwy skandal! Jak można tak traktować mieszkańców miasta?! Są zmęczeni po pracy, niektórzy spieszą się na ważne spotkania. Czy naprawdę nie można było tego wszystkiego urządzić tak, by uniknąć tych ogromnych utrudnień?! - pytał oburzony Daniel Moszeczko (22 l.).
Dodatkowo w korkach panował potworny hałas, bo co chwila pomiędzy ściśniętymi pojazdami próbował przecisnąć się radiowóz na sygnale. Niektórym puszczały nerwy, bo co jakiś czas policjanci puszczali ruch, przejeżdżało kilkanaście samochodów i potem znów zamykali ulice, bo pojawiała się kolejna delegacja.
Policja nie ma sobie nic do zarzucenia. - Ci, którzy skorzystali z naszej infolinii, ominęli korki. Oczywiście były utrudnienia, ale nie tak duże, jak się wszyscy spodziewali - mówi mł. insp. Maciej Karczyński (40 l.), rzecznik komendanta stołecznej policji.