Tam, gdzie w labiryncie mokradeł i zarośli potrafią odnaleźć drogę tylko najwytrawniejsi wędkarze, kędy wody Wisły obmywają cicho brzegi, coś zaszumiało w zaroślach i rozległ się cichy syk. W ciemności rozgorzały ślepia, a sunące po mokradle cielsko zdawało się ciągnąć bez końca. Stwór znalazł nad rzeką pod Gassami zaciszne leże i zrzucił z siebie skórę. Potem syknął z cicha i zniknął w chaszczach, zostawiając po sobie monstrualną wylinkę… Rankiem zbłąkany spacerowicz natknął się na nią i podniósł alarm. Na mokradłach pod Konstancinem zaroiło się od służb, a na ludzi padł blady strach. To pyton tygrysi!
Azjatycka gadzina, dla której pożarcie dziecka to kwestia sekund, która połyka w całości zwierzęta i bez trudu dusi rosłych rybaków. Skąd mogła wziąć się obok stolicy? Czmychnęła z obwoźnego cyrku? A może to wierzchołek góry lodowej i jakiemuś szalonemu hodowcy z Konstancina uciekła z luksusowego terrarium cała horda bestii?! Gdzie jest pyton i czy jest sam? Na całym Mazowszu panuje atmosfera grozy, a eksperci przeczesują dzikie nadwiślańskie rubieże, mając tylko jeden cel – dorwać pytona, zanim zaatakuje.