Codziennie wychodził do pracy
33-letni mieszkaniec powiatu białobrzeskiego miał dobrą pracę: bez problemu utrzymywał dom i rodzinę. Rano żegnał się z żoną, wsiadał do opla i wyjeżdżał do Warszawy. Wracał po południu na obiad, albo, jeśli robota się przedłużyła, dopiero na kolację. Ale jadąc do pracy nie zabierał ze sobą papierów i dokumentów, lecz... dokładnie odmierzone porcje amfetaminy, mefedronu i marihuany! Bo też nie jechał do biura, ale na spotkanie z klientami, którym dostarczał narkotyki.
Wyrzucony z imprezy pijany 22-latek postanowił się zemścić. Jego pomysł był SZOKUJĄCY!
Amfetamina w samochodzie
Policjanci od pewnego czasu namierzali dilera-biurokratę i wreszcie postanowili go zatrzymać. Zrobili to tuż po godzinie 20, niedaleko jego domu. 33-latek żarliwie zaprzeczał, jakoby miał coś wspólnego z narkotykami, a tym bardziej ich sprzedażą. Do czasu, aż policjanci znaleźli pod tylną kanapą samochodu torebkę z ponad pół kilogramem białego proszku. Badanie narkotestem wskazało amfetaminę.
Awanturował się w domu, strzelał do policjantów!
Mefedron i marihuana w domu
Teraz policjanci wkroczyli do domu mężczyzny, na którego czekała żona z kolacją. Była mocno zdziwiona (a może tylko udawała?), kiedy funkcjonariusze w trakcie przeszukania znaleźli ok. 100 g mefedronu i ok. 3,5 kg marihuany. Mężczyzna przyznał, że narkotyki należały do niego, a ich sprzedaż traktował jak zwykłą pracę i uzyskiwał z tego regularny dochód.
33-latek został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Grozi mu nawet 10 lat więzienia.