Szokująca sytuacja miała miejsce w miniony weekend. Policjanci ze stołecznej drogówki zauważyli osobowego fiata, który łamał przepisy. Mundurowi postanowili zatrzymać go do kontroli. - Funkcjonariusze używając sygnałów świetlnych i dźwiękowych w radiowozie, nakazali kierowcy zatrzymanie pojazdu. Ten nie reagował na polecenia i podjął próbę ucieczki. Po chwili zatrzymał jednak pojazd na poboczu - przekazała podinsp. Elwira Kozłowska z bielańskiej policji.
Wydawać się mogło, że będzie to tylko rutynowa kontrola. Sytuacja zmieniła się jednak błyskawicznie. 40-letni kierowca forda próbował rozjechać policjanta!
- Gdy jeden z funkcjonariuszy podszedł do pojazdu, ten gwałtownie ruszył, potrącając policjanta drzwiami. Następnie kierowca ruszył pojazdem w kierunku drugiego policjanta. Ten odskoczył, dzięki czemu uniknął potrącenia - wyjaśniła podinsp. Kozłowska.
Kierowca ruszył do ucieczki. Nie zważając na ograniczenia prędkości, jechał pod prąd ul. Pułkową. W końcu został zatrzymany. Wówczas okazało się, dlaczego tak bardzo obawiał się spotkania z policjantami. - Badanie trzeźwości wykazało 1,7 promila alkoholu we krwi. Okazało się również że do 2024 roku obowiązuje go sądowy zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych - przekazała policjantka.
Pijany kierowca usłyszał już zarzuty za naruszenia czynności narządu ciała powyżej siedmiu dni, czynnej napaści na funkcjonariusza, sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, niezatrzymanie się do kontroli, a także kierowania w stanie nietrzeźwości i złamania zakazu sądowego. Mężczyzna najbliższe trzy miesiące spędzi w areszcie. Grozi mu nawet do 10 lat więzienia.