Urzędnicy z NFZ nie mają sumienia! Nie podpisali ze szpitalem w Międzylesiu przedłużenia kontraktu. Przez tę decyzję Jarosław Rosłon (50 l.), dyrektor Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego, ogłosił, że pacjenci, którzy mieli być przyjęci w grudniu, muszą czekać na operację, zabieg czy badania miesiąc dłużej. Ale nie dość tego. Przez taką decyzję również pacjenci, którzy zostali zapisani na przyszły rok, będą musieli dłużej czekać na przyjęcie do szpitala. - Pacjentów z grudnia przyjmiemy w styczniu, styczniowych w lutym i tak dalej - mówi dyrektor Rosłon.
Skąd decyzja NFZ o tym, że szpital nie będzie miał podpisanej nowej umowy i będzie musiał odwołać planowane zabiegi? Jak tłumaczy Wanda Pawłowicz, rzecznik mazowieckiego NFZ, szpital nie złożył wniosku o zwiększenie limitu. - To nie jest prawda. Odpowiednie dokumenty trafiły do NFZ, żeby móc nadal leczyć chorych - zapewnia dyrektor szpitala. - Niestety, NFZ na nie w żaden sposób nie odpowiedział. I właśnie dlatego zawieszamy planowe przyjęcia na oddziały. Oczywiście wszystkie nagłe przypadki, które do nas trafią, będą leczone - zapewnia.
Szpital mógłby jednak przyjmować pacjentów, ale nigdy nie dostałby za to pieniędzy. - Dyrektor oddziału NFZ powiedziała nam, że szanse na odzyskanie pieniędzy za nadwykonania są nikłe. Nie możemy zadłużać szpitala i stąd moja drastyczna decyzja o przeniesieniu przyjęć na przyszły rok - wyjaśnia dyrektor.
Chorzy i ich rodziny są oburzeni biurokratycznymi przepychankami lecznicy i Funduszu. - To straszne, jak postępują z potrzebującymi ludźmi - mówi Bronisław Berliński (68 l.), glazurnik. - Na szczęście moja córka trafiła tu wcześniej, bo w grudniu już by jej nie przyjęli - wyjaśnia mężczyzna, którego córka leży na oddziale dermatologii.
Po raz kolejny biurokracja wzięła górę nad dobrem chorych ludzi, którzy często na operacje czekają miesiącami, a teraz będą czekali jeszcze dłużej.