O kuriozalnych rozliczeniach między szpitalami dowiedzieliśmy się po śmierci jednego z pacjentów. Mężczyzna został przywieziony na SOR przy Szaserów w stanie bardzo ciężkim po wypadku. Konieczne było wykonanie badania toksykologicznego krwi. Kiedy karetka przewiozła ją do szpitala Praskiego (który wykonuje takie badania jako jedyny w całym województwie), okazało się że sanitariusz musi zapłacić za badanie gotówką. Z góry! A nie po otrzymaniu wyników.
Do tej pory wystarczał przelew. Załoga straciła kilkadziesiąt minut. Pacjent zmarł. - Nie można jednoznacznie stwierdzić, że opóźnienie w uzyskaniu wyniku badania toksykologicznego miało bezpośredni wpływ na śmierć chorego – tłumaczy Ewa Szymczuk z WIM. Ale zwraca uwagę, że w przyszłości może się zdarzyć pacjent w takim stanie, że będzie się liczyć każda sekunda.
Tymczasem formalności wprowadzone przez Szpital Praski zabierają czas! Sanitariusz nie będzie przecież płacić z własnej kieszeni, więc w swoim szpitalu musi pobrać pieniądze, a w Praskim biec najpierw do kasy zamiast od razu do laboratorium.
Szefowie Szpitala Praskiego wyjaśniają, że laboratorium toksykologiczne jest komercyjne i placówki mogą podpisać umowy na rozliczanie bezgotówkowe.
- Szpital WIM miał w przeszłości umowę. Miał do wyboru trzy możliwości: stała umowa bezgotówkowa, zlecenie bezgotówkowe jednorazowe wymagające jednak podpisu osoby upoważnionej do zaciągania zobowiązań finansowych albo płatność gotówkowa lub kartą płatniczą przy zleceniu badania. To WIM wybrał tę trzecią możliwość – tłumaczy Igor Radziewicz-Winnicki, dyrektor ds. medycznych szpitala praskiego.
Ale szpitale się burzą, że takie rozliczanie jest mniej korzystne niż płacenie za konkretny zabieg. Kto rozwiąże ten problem?