- Moje krawcowe to Ukrainki, które są w stałym kontakcie ze swoimi mężami i rodzinami. Wiemy, co im tam na wojnie potrzeba. Po pracy szyjemy więc stroje maskujące, które odsyłamy na Ukrainę – opowiada „Super Expressowi” Marta Trojanowska (37 l.), projektantka i właścicielka firmy Suknie Ślubne Boho. Już przy drzwiach szwalni na warszawskim Mokotowie, mieszczącej się w klimatycznej starej kamienicy, słychać charakterystyczny stukot maszyn do szycia. W miejscu, gdzie dotąd panny młode przeglądały się w zaprojektowanych dla nich kreacjach weselnych, teraz stoją kartony z materiałami do produkcji wojskowych kamizelek.
Polecany artykuł:
Na początku krawcowe szyły kamuflaże z tego, co miały pod ręką. Ale okazało się, że efekt nie był pożądany. - Skontaktowałam się z ekspertem od militariów i powiedział, żeby nie używać syntetyków. Świecą się w noktowizorach i w słońcu. Najlepiej szyć je z czegoś naturalnego. Więc na podstawie profesjonalnego wzoru uszyliśmy swoją wersję z jutowego worka po kawie, sznurków i rafii – opowiada nam projektantka. Kolejnych 80 partii ubrań maskujących wkrótce odjedzie na Ukrainę. Tam są barwione i przekazane ochotnikom i wojsku.
Dziennie w szwalni na Mokotowie powstaje 20 kamizelek. W produkcję zaangażowały się wszystkie krawcowe pracowni Boho. - Chcę pomóc naszym ukraińskim żołnierzom, jak tylko potrafię. A umiem szyć, więc szyję. I żeby jak najszybciej skończyła się ta wojna! – wzdycha krawcowa Ludmyła Kalasznyk (51 l.), której rodzina od trzech tygodni ukrywa się w piwnicy budynków w Charkowie.