Ta latarnia mogła mnie zabić

2011-08-11 3:30

To mogło zakończyć się tragicznie! Robotnicy, którzy pod mostem Poniatowskiego wykonują prace naprawcze, wypuścili z rąk prawie 300-kilogramową latarnię, która spadła na przejeżdżającego obok mercedesa. Kierowcy tyko cudem nic się nie stało. - Miałem już śmierć w oczach - opowiada Tomasz Barszcz (46 l.).

Mężczyzna jest właścicielem firmy usługowej i jechał około południa Wisłostradą w kierunku Mokotowa. Wjeżdżał właśnie pod most Poniatowskiego, kiedy robotnicy wymieniający przyuliczne latarnie nagle wypuścili jeden ze słupów prosto na jego auto. - Latarnia uderzyła najpierw w maskę, a potem jeszcze w dach i sturlała się po moim samochodzie - mówi "Super Expressowi" pan Tomasz. I po chwili dodaje: - Nie wiedziałem, co się dzieje. Zatrzymałem się i przez kwadrans byłem cały roztrzęsiony. Miałem olbrzymie szczęście, że nie zginąłem.

Jadącą za nim taksówkę latarnia tylko obtarła. Maska mercedesa została wgnieciona, przednia szyba pęknięta. Obtarty jest też dach i tył pojazdu. Pan Tomasz wycenił straty na kilkanaście tysięcy złotych. - To nie jest nasza wina. Latarnia była umocowana tylko na płytach chodnikowych zakopana raptem 20-30 centymetrów w ziemi - tłumaczy się Janusz Zandberg, właściciel firmy Jimmy, która wykonuje tam remont.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki