Wyszła z domu i pojechała nad Zalew Zegrzyński. Od 24 lat nie wiadomo, co stało się z Katarzyną Domeracką
Katarzyna Domeracka zaginęła 9 maja 2000 r. Tego dnia oznajmiła swoim dziadkom, do których mieszkania na warszawskim Mokotowie niedawno się wprowadziła, że wybiera się ze znajomymi nad Zalew Zegrzyński. Tam razem z koleżanką i kolegą spędzali czas na plaży. W pewnym momencie Kasia otrzymała SMS-a i powiedziała swoim towarzyszom, że musi iść. Zapewniła ich także, że sama bez problemu wróci potem do domu. Do dziadków miała dotrzeć najpóźniej o godz. 22:00 - nigdy nie przebywała na dworze dłużej, to była ustalona pora powrotu. Tym razem jednak się nie pojawiła. Dziadkowie zaczęli niepokoić się nieobecnością wnuczki, jednak po chwili doszli do wniosku, że Kasia na pewno pojechała spać do mieszkania swojej mamy na Białołęce. Dopiero następnego dnia okazało się, że i tam nie ma nastolatki. Wkrótce rozpoczęły się poszukiwania, które ujawniły przerażające tajemnice z życia 16-letniej dziewczyny.
Gdy Kasia ma 10 lat, umiera jej ukochany ojciec
W wieku 10 lat Kasia przeżyła ogromną dla niej traumę - w wypadku samochodowym zginął jej ukochany ojciec, z którym była silnie związana. Razem z młodszym bratem i mamą próbowali wspólnie poradzić sobie w nowej sytuacji. Wspierał ich w tym znany warszawski adwokat, Jan W. Mężczyzna był ich sąsiadem, a także przyjacielem zmarłego ojca. Mecenas chętnie pomagał rodzinie w codziennych sprawach. Szczególnie angażował się w opiekę nad Kasią, której z czasem w pewien sposób zaczął zastępować ojca. Zbliżył się do nastolatki przede wszystkim w czasie, gdy jej matka ponownie wyszła za mąż, a Kasia nie dogadywała się z jej nowym partnerem. Nikt nie przypuszczał, że pod płaszczykiem bezinteresownej pomocy kryją się rzeczy przekraczające granice jakiejkolwiek moralności.
Pamiętniki nastolatki odkryły prawdę o jej romansie z mecenasem
Kiedy rodzina zgłosiła zaginięcie 16-latki, policjanci w ramach prowadzonych poszukiwań zaczęli przesłuchiwać najbliższe osoby Katarzyny. Wśród nich był jej chłopak, Łukasz, a także najlepsza przyjaciółka. Oboje wkrótce ujawnili śledczym dwa egzemplarze pamiętników Domerackiej. Ich treść zszokowała najbardziej wytrawnych funkcjonariuszy. Z zapisków wynikało, że Kasia od kilku lat ma romans z popularnym w Warszawie mecenasem, Janem W. Nastolatka ze szczegółami opisywała rozwój ich relacji, która - jak się okazało - z czasem stała się romantyczna i erotyczna. Żonaty mecenas spotykał się z Kasią w hotelach, wynajmował apartamenty, sypiał z nią nawet w samochodzie. Koleżanki Kasi w zeznaniach potwierdziły, że nastolatka chwaliła im się, że zaczęła z nim współżyć. Ta relacja szybko stała się toksyczna i powoli wyniszczała dziewczynę. Pisała o tym wprost w swoich notatkach. 16-latka była zazdrosna o żonę Jana W., z drugiej strony chciała się od niego uwolnić, bo zaczęła zauważać, że prawnik spotyka się z nią tylko dla seksu. Młodej, dojrzewającej dziewczynie, trudno było poukładać sobie wszystkie emocje, jakie nią targały. Szybko wyszło też na jaw, że mecenas uzależnił ją od siebie także finansowo - co miesiąc przesyłał jej 300 zł, co na tamte czasy było bardzo dużą kwotą. Zapiski dziewczyny sugerują także, że mężczyzna w pewnym momencie zaczął być wobec niej agresywny, a nawet ją uderzył.
Wyprana tapicerka w aucie prawnika i but, który zaginął w drodze do laboratorium
Prawnik Jan W. zostaje zatrzymany przez policjantów i dokładnie sprawdzony. Okazuje się, że dziwnym trafem niedawno oddał swoje auto do całkowitego czyszczenia - została w nim wyprana nawet tapicerka, co mogło dokładnie usunąć jakiekolwiek ślady. W samochodzie funkcjonariusze znajdują także włos. Jest identyczny, jak włos Kasi, ale nie ma w nim cebulki, więc nie można zbadać jego DNA. Kluczowe staje się też inne znalezisko - but, na którym jest coś, co przypomina ślad zaschniętej krwi. Policjanci wysyłają go do laboratorium, w nadziei, że to będzie kluczowym dowodem, który pozwoli im postawić adwokatowi zarzuty. Niestety, obuwie ginie w drodze na badania w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach.
Nikt nie usłyszał zarzutów, nigdy nie znaleziono ciała
Mecenas Jan W. od początku nie przyznawał się do romansu z nastolatką i twierdził, że opiekował się nią jak córką swojego przyjaciela. Gdy policjanci przedstawili mu bilingi będące dowodem na ich notoryczny kontakt, także zapierał się, że to z powodu ich przyjacielskiej relacji. Prawnik do tej pory nie usłyszał w tej sprawie żadnych zarzutów, choć matka dziewczyny jest pewna, że to on stoi za jej zniknięciem. W końcu miał motyw - gdyby prawda o jego stosunkach z nieletnią wyszła na jaw, straciłby swoją pozycję, prawo do wykonywania zawodu, a także rodzinę.
Źródło: "Onet", "Gazeta Wyborcza", "Niewyjaśnione zaginięcia"
ZOBACZ TEŻ. Tajemniczy biały bus stoi za zaginięciem Jowity Zielińskiej?! Przerażające informacje. "Był widziany w dniu zniknięcia 30-latki". GALERIA: