Pracownica jednego ze sklepów przy alei Solidarności w Warszawie, w poniedziałkowy wieczór (21 marca) najadła się dużo strachu. Nagle do lokalu wszedł mężczyzna, który zaczął się awanturować i wygrażać pracownicy. Jak wynika z relacji świadków, szaleniec krzyczał coś w obcym języku. Miał mieć w dłoni rozbitą butelkę, przy pomocą której ranił się w szyję. Nieoficjalnie wiemy, że zabarykadował się w sklepie i nie chciał wyjść. Policja nie potwierdza jednak żadnej z tych informacji. - Interwencja dotyczyła jednego z klientów sklepu - usłyszeliśmy jedynie od zespołu prasowego.
Nie wiadomo czego obcokrajowiec oczekiwał od ekspedientki, ani jaki był motyw jego działania. Na miejsce przyjechało kilka oznakowanych radiowozów, policja kryminalna i negocjator. Po czasie udało się zatrzymać szaleńca. Pojawiła się też karetka pogotowia ratunkowego, do której mężczyzna trafił skuty w kajdanki. Siedząc w środku wciąż coś wykrzykiwał w obcym języku. Był bardzo zdenerwowany. Po około godzinnej akcji służb na miejscu, karetka odjechała z miejsca zdarzenia w asyście policjantów kryminalnych.
Dzień później, we wtorek (22 marca), podinsp. Robert Szumiata ze śródmiejskiej policji przekazał nam, że agresywnym mężczyzną był 36-letni Białorusin, który od trzech dni był na terenie Polski.