Basen Polonez przy Łabiszyńskiej na Targówku to chyba najbardziej pechowy obiekt w całej stolicy. Oddana w 2005 roku pływalnia została zamknięta po zaledwie pięciu latach, bo groziła jej katastrofa budowlana. W maju, po blisko półtora roku, rozpoczął się jej generalny remont, który kosztował dzielnicę - bagatela - 9 mln zł, czyli niemal jedną trzecią kosztów jego budowy! Robotnicy do grudnia mają przebudować wentylację, węzeł cieplny i instalację grzewczą oraz całkowicie wymienić dach.
Patrząc na to, jak pracują, aż włos się jeży na głowie. Na oczach reporterów "Super Expressu" pracownicy firmy wykonującej remont chodzili po śliskiej, w żaden sposób niezabezpieczonej kopule niczym po chodniku i beztrosko przenosili ciężkie elementy konstrukcyjne.
Choć byli ponad 10 metrów nad ziemią, nie mieli na sobie żadnej uprzęży ani specjalistycznych mocowań! A przecież wystarczyła chwila nieuwagi, by runąć na ziemię.
Okręgowa Inspekcja Pracy już zapowiedziała kontrolę. - Osoby pracujące na wysokościach i bezpośrednio zagrożone upadkiem muszą być bezwzględnie zabezpieczone - mówi nadinspektor Anna Wójcik z OIP i przypomina, że pracodawca, który dopuszcza do pracy ludzi bez szelek, uprzęży lub tzw. balustrad zabezpieczających na obiekcie, naraża się na przykre konsekwencje.
Za taką bezmyślność grożą bowiem mandaty w wysokości 1-5 tys. zł lub bardziej dotkliwe kary od 1 do 30 tys. zł. W przypadku "Poloneza" reakcja była błyskawiczna - Sprawdziliśmy tę budowę i nakazaliśmy wstrzymanie prac do czasu zabezpieczenia pracowników - mówi Wójcik.