5 lat temu w Polsce potwierdzono pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem. Dwa tygodnie później życie mieszkańców stolicy wywróciło się do góry nogami. Zamknięto szkoły, galerie handlowe, restauracje, a ulice, zwykle pełne ludzi, stały się niemal zupełnie puste. To, co wcześniej wydawało się scenariuszem rodem z filmu science-fiction, stało się nową rzeczywistością wszystkich mieszkańców Polski.
Jednym z pierwszych sygnałów nadchodzącego chaosu były puste półki w sklepach. Mieszkańcy w panice wykupywali produkty pierwszej potrzeby − w tym papier toaletowy, który stał się symbolem pandemicznych zakupów.
Brakowało także makaronu, ryżu i środków do dezynfekcji. Sieci handlowe wprowadzały limity zakupowe, ale nie zapobiegało to sytuacjom, w których półki w supermarketach świeciły pustkami.
Warszawska Starówka, zwykle pełna turystów, przypominała opustoszałe miasto-widmo. Zamknięte kawiarnie i restauracje starały się przetrwać, oferując jedynie zamówienia na wynos. Komunikacja miejska funkcjonowała w ograniczonym zakresie, a w metrze pojawiły się specjalne oznaczenia zachęcające do zachowania dystansu społecznego. Policja i straż miejska patrolowały ulice, sprawdzając, czy mieszkańcy stosują się do obowiązujących obostrzeń.
Szpitale i placówki medyczne przeżywały prawdziwe oblężenie. Brakowało miejsc, sprzętu ochronnego i respiratorów. Pracownicy służby zdrowia, narażeni na bezpośredni kontakt z wirusem, pracowali ponad siły, ratując życie zakażonych pacjentów. Władze wprowadzały kolejne restrykcje − obowiązek noszenia maseczek, zamknięcie parków i lasów, ograniczenia w przemieszczaniu się.
Warszawa z tamtego okresu wydaje się odległą rzeczywistością. Choć życie wróciło do względnej normalności, skutki pandemii są wciąż odczuwalne − zarówno w gospodarce, jak i w psychice mieszkańców.