Na feralnym skrzyżowaniu od strony Bemowa na trzech pasach jezdni w korku stoi kilkaset samochodów. Sznury aut ciągną się na długość prawie kilometra, bo aż po ulicę Redutową. Chociaż na wysokości ul. Prymasa Tysiąclecia kierowcy mają zielone światło, przejechanie przez węzeł jest niemożliwe.
Winny jest sygnalizator świetlny ustawiony trzydzieści metrów dalej - na wysokości Kasprzaka i Bema. Tam urządzenie jest źle zaprogramowane i chodzi tak, jak chce. Oznacza to, że gdy na skrzyżowaniu wcześniej zapalone jest zielone światło dla jadących prosto, to kilkadziesiąt metrów dalej - jak na złość - jest czerwone.
- To właśnie jest przyczyna tych potwornych korków! Tutaj zawsze był kocioł, ale od kiedy ustawione zostały światła przy Bema, po prostu nie da się przejechać - żali się kierowca Andrzej Frankowski (52 l.).
Za regulację sygnalizacji świetlnej odpowiada stołeczny inżynier ruchu Janusz Galas (52 l.). Zgłosiliśmy problem świateł na Bema w biurze drogownictwa i komunikacji. Urzędnicy obiecali się nim zająć. - Oby jak najszybciej, bo przecież zwariujemy w tych potwornych korkach! - mówi Andrzej Frankowski.