Kto zamienił auto na tramwaj, by szybciej pokonać zakorkowaną ul. Towarową, może pluć sobie w brodę. Niespełna kilometr między rondem Daszyńskiego a pl. Zawiszy to istna droga przez mękę. Tramwaje, które w godzinach szczytu kursują nawet co minuta, tracą czas w kolejce do felernego przystanku. Wszystko przez to, że po ostatnim remoncie wiaduktu nie ułożono całej wysepki tramwajowej. Mieszczą się przy niej nie cztery, tylko trzy wagony. Ludzie wysiadający z ostatniego wagonu lądują w głębokim piachu. Dlatego motorniczy najczęściej nie otwierają drzwi i czekają na odjazd składów stojących z przodu. I korek gotowy.
Pasażerowie są wściekli, a urzędnicy mnożą problemy. - Faktycznie musimy wydłużyć platformy. Ale wcześniej Zarząd Dróg Miejskich musi przesunąć zawrotkę, by zrobić miejsce - tłumaczy Michał Powałka, rzecznik Tramwajów Warszawskich. Ciężko to zrozumieć, bo widać gołym okiem, że miejsca jest w bród i wystarczyłoby kilka betonowych płyt, by pasażerowie mieli, gdzie wysiadać.