W grudniu 2011 roku, co opisał "Super Express", Tomasz T. (46 l.) pełniąc dyżur w Szpitalu Bielańskim dostał wezwanie do chorego mężczyzny w Borzęcinie. Gdy dotarł do konającego Tadeusza T. (65 l.), rodzina zorientowała się, że lekarz jest pijany. Na miejsce przyjechała policja, Tomasz T. wydmuchał wtedy dwa promile.
Lekarz "zasłynął" też na południu Polski. W październiku 2009 r. spowodował po pijanemu wypadek, ciężko ranił dwie osoby i uciekał przed policją. Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Zielonej Górze. Miesiąc temu, jak donosi "Gazeta Lubuska", Tomasz T. stawił się w nim jako świadek w innej sprawie z 3 promilami we krwi i tydzień spędził w areszcie.
Mimo to 46-latek spokojnie kontynuuje praktykę lekarską. Przez nikogo nie niepokojony pełni dyżury w szpitalu przy Karowej i w Szpitalu Czerniakowskim!
ZOBACZ: Po e-papierosie jak po spożyciu alkoholu. Nie wierz we wskazania kieszonkowych alkomatów
W rozmowie z "Super Expressem" uznał, że to czy pije, czy leczy się ze słabości do alkoholu to jego prywatna sprawa.
- Nie muszę się tłumaczyć - stwierdził i dodał, że uważa się za dobrego lekarza, a pacjent, do którego jechał z dwoma promilami we krwi i tak by umarł.
W poczuciu bezkarności pomogła mu prokuratura badająca sprawę z Borzęcina. - 29 października 2013 roku postępowanie wobec tego pana zostało umorzone. Jego zachowanie było oczywiście naganne, ale nie nosiło znamion przestępstwa - tłumaczy Andrzej Zwoliński, z-ca prokuratora rejonowego w Pruszkowie.
Na szczęście okazuje się, że placówki, które zatrudniają lekarza, nie są dla niego tak łaskawe. Po tym, jak do Szpitala Klinicznego im. ks. Anny Mazowieckiej przy ul. Karowej dotarły informacje o problemach z prawem Tomasza T., dyrekcja zareagowała natychmiast. - Szpital podjął decyzję o rozwiązaniu umowy z doktorem T., który po wygraniu konkursu od października 2013 dyżurował u nas, udzielając świadczeń z zakresu anestezjologii - mówi Alina Kuźmina, rzeczniczka z Karowej.