Samolot leciał z Wrocławia do Warszawy, a na jego pokładzie było 57 pasażerów. - O godzinie 6.20 poinformowano nas, że są problemy z maszyną. Na płytę lotniska wysłaliśmy nasze jednostki. Ostatecznie zakończyło się na nadzorowaniu, a samolot wylądował o własnych siłach – wyjaśnił Paweł Warzywoda ze stołecznej straży pożarnej.
Według rzecznika LOTu, asysta straży pożarnej była standardową procedurą bezpieczeństwa. - W tym przypadku nie możemy mówić o awaryjnym lądowaniu. Samolot miał problemy ze schowaniem podwozia, dlatego piloci zdecydowali się, żeby lecieć z wysuniętym. Jak najbardziej jest to dozwolone i bezpieczne zachowanie – wyjaśnił Adrian Kubicki.
Na razie nie wiadomo z jakiego powodu pilot nie mógł zasunąć podwozia po starcie maszyny. - To będzie przedmiotem badań. Samolot przejdzie gruntowne badanie techniczne – zapewnił rzecznik LOTu.
To już czwarte problemy z lądowaniem tej maszyny w tym roku. W styczniu samolot miał uszkodzoną blokadę podwozia. Kiedy jego koła dotknęły ziemi, złożyły się, a maszyna uderzyła kadłubem o pas startowy. Ten sam Bombardier, lądował awaryjnie na początku lipca. Przyczyną były wskazania komputera, który informował, że drzwiczki zamykające podwozie są niedomknięte. Podobny problem był przyczyną awaryjnego lądowania kilka dni później – wtedy też komputer pokazywał problemy z podwoziem.
- Za każdym razem samolot przechodzi badania techniczne. W każdym z tych przypadków usterka dotyczyła innej części podwozia. Nie ma powodów do obaw, ponieważ obecnie samoloty są wyposażone w bardzo czułe systemy bezpieczeństwa, a na każdy system przypada chociażby jeden, który mógłby go zastąpić – podsumowuje Kubicki.