Warszawa. To miał być prosty zabieg. Krzysztof wyjechał ze szpitala w trumnie

i

Autor: pexels.com Warszawa. To miał być prosty zabieg. Krzysztof wyjechał ze szpitala w trumnie

Dramat!

To miał być 15-minutowy zabieg. Krzysztof ze szpitala trafił na cmentarz. Wszystko poszło nie tak

2023-11-21 15:35

To miał być rutynowy zabieg. Pan Krzysztof z Warszawy († 39 l.) zmarł podczas operacji przegrody nosowej. Najpierw dostał wstrząsu w reakcji na znieczulenie, a potem lekarz miał popełnić błąd gdy próbował go ratować. Prokuratura uznała, że winna jest anestezjolog Anna G. Lekarka do niczego się nie przyznaje.

Warszawa. Krzysztof zmarł podczas operacji nosa

Sprawę opisuje Interwencja. Pan Krzysztof wraz z żoną Anną (42 l.) prowadzili wspólnie salon fryzjerski. To była ich pasja, jednak wszystko skończyło się tragicznie. - Musiałam nauczyć się żyć od nowa, nie wiem, skąd wzięłam siły. Zostałam z kredytem na dom. Więcej nieszczęść nie zniosę. Musiałam się leczyć psychiatrycznie, nie ukrywam – opowiada w rozmowie z Interwencją pani Anna.

Wszystko zaczęło się od chrapania. Pan Krzysztof żeby pozbyć się problemu zdecydował się na zabieg korekcji przegrody nosowej. Po dwóch latach oczekiwania zabieg miał zostać wykonany w w szpitalu w Międzylesiu. Operacja wymagała ogólnego znieczulenia. Podczas przygotowania do operacji doszło do dramatu. - Wyszła pani doktor do mnie i mówi, że mąż jest uczulony na narkozę, miał wstrząs, krótko był niedotleniony, ale jest młody i wyjdzie z tego. A za chwilę wyszedł rezydent, widać było, że był zszokowany, przerażony, powiedział mi, że jest mu bardzo przykro – mówi pogrążona w żałobie pani Anna.

Okazuje się, że gdy pan Krzysztof doznał wstrząsu lekarz z dwumiesięcznym stażem go zaintubował. Zrobił to źle i zamiast do tchawicy, włożył rurkę do przełyku. Pan i Anna twierdzi, że w tym czasie anestezjolog rozmawiała przez telefon. Pacjent trafił na OIOM. Mimo walki o jego życie zmarł po kilku miesiącach.

W konsekwencji dyrektor szpitala zwolnił lekarkę i zawiadomił prokuraturę. Anna G, usłyszała zarzuty, a sprawą zajmuje się też sąd lekarski. Anna G. do niczego się jednak nie przyznaje. Nie padło też słowo „przepraszam”.

Mimo zarzutów lekarka nie rozstała się z zawodem i nadal pracuje na kontrakcie w jednym ze szpitali w Warszawie. Jest zatrudniona jako lekarz kontraktowy, czyli de facto jako firma zewnętrzna. Nadmieniam, że pani doktor posiada aktywne prawo wykonywania zawodu” – przekazał przedstawiciel szpitala, w którym pracuje Anna G.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki