Mazowsze. Koszmarny wypadek podczas sesji zdjęciowej. Fotograf wypadł z drogi
Bez aparatu nie wychodził z domu. Fotografował wszystko i wszędzie, nawet podczas jazdy samochodem. Mariusz E. (50 l.), brat Romana R. (48 l.) z Siemiatycz (woj. podlaskie), przestrzegał go, żeby jadąc samochodem nie zajmował się aparatem, tylko patrzył na drogę. Bał się o niego.
Roman robił jednak swoje. Nie przejmował się słowami brata. Mógł zrobić wszystko, tylko po to, by uchwycić w obiektywie coś wyjątkowego. Jak usłyszał reporter „Super Expressu”, potrafił nawet porzucić swój samochód na środku drogi i pobiec za sarną czy dzikiem. Niestety, seria fantastycznych zdjęć, którymi chwalił się rodzinie, zakończyła się tragedią.
Pod koniec września bieżącego roku 48-latek miał poważny wypadek samochodowy. Jego auto wypadło z drogi. Powodem była nieuważność mężczyzny. Podczas jazdy znowu wyciągnął aparat fotograficzny, by zrobić zdjęcia chmurom.
Roman tego dnia wybrał się w odwiedziny do brata mieszkającego pod Łosicami (woj. mazowieckie). Jak zwykle jechał wolno, bacznie obserwując pobocze drogi. W pewnym momencie spostrzegł nad sobą biały obłok przypominający kształtem UFO. Takiej okazji nie mógł przepuścić. Wyjął aparat i jadąc coraz szybciej zaczął robić zdjęcia. Wpatrywał się tylko w chmury i zanim zdał sobie sprawę, że zjeżdża do przydrożnego rowu, było już za późno. Dachował swoją astrą w krzakach.
– Roman trafił do szpitala w ciężkim stanie – opowiada reporterowi „SE” brat Romka. − Na początku nie wiedzieliśmy dlaczego dachował, ale gdy przejrzałem jego aparat, zrozumiałem wszystko. Brat zrobił kilkanaście zdjęć jadąc autem. Stracił kontakt z rzeczywistością i się doigrał. Miał uszkodzone płuca i pęknięty kręgosłup. Gdy czasem odzyskuje przytomność na chwilę, mówi coś o aparacie i UFO. Specjaliści powiedzieli mi, że jeżeli Rudy wyjdzie z tego, to resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim − podsumował brat walczącego o życie mężczyzny.
Polecany artykuł: