- Nikt się tego nie spodziewał. Mieszkali w tym domu wiele lat. Nigdy nic się nie działo. Nagle pojawił się ten wybuch i wszystko zniszczył. Straciliśmy tatę, mama leży w szpitalu. Nie wiemy w ogóle co się z nią dzieje, bo w lecznicy nie odbierają telefonu- opowiada pan Radosław (35l.), zięć. W piątek ok godz. 21 starsze małżeństwo szykowało się do snu. Nagle przed godz. 22 w kuchni eksplodowała butla z gazem. Po miejscowości rozniósł się potężny huk. Dom w momencie stanął w płomieniach. Ogień zaatakował małżeństwo. Pani Jadwiga po chwili wybiegła na zewnątrz i zaczęła krzyczeć o pomoc. - To było straszne. Usłyszałem wybuch i zobaczyłem ogień. Po chwili teściowa wołała o pomoc. Pobiegłem ich ratować- opowiada przerażony zięć. Na miejsce wezwano straż pożarną. Zanim jednak służby dotarły na miejsce, wyprowadził tatę z płonącego domu. - Był poparzony, ale przytomny.
Chwilę potem przyjechała straż i pogotowie. Wezwano też śmigłowiec LPR - tłumaczy roztrzęsiony pan Radek. Starsze małżeństwo trafiło do szpitala. Niestety pana Wiesława nie udało się uratować, zmarł w wyniku poparzeń. Jego żona nadal leży w szpitalu. Z początku nie wiadomo było w jakim jest stanie, bo rodzina nie mogła dodzwonić się do szpitala z powodu epidemii. - Nie wiedzieliśmy w ogóle, czy żyje i w jakim jest stanie, bo nikt nie odbierał. Raz ktoś podniósł słuchawkę, ale odłożył- mówi pani Monika. Dom po pożarze nie nadaje się do zamieszkania. Teraz pani Jadwiga (74l.) będzie musiała mieszkać u swoich dzieci.