- Gdy spadło na nas drzewo, straciłam pamięć. Od rodziny i z komunikatów meteo wiem, że to był pogodny dzień, żadnego wiatru, słońce. Byliśmy na spacerze w parku, który uwielbialiśmy. Usiedliśmy na ławce. Holder, mój partner, zapalił papierosa trochę w oddaleniu, ja zamierzałem nakarmić Lilcię. I wtedy to się zdarzyło... Spadł konar... - Olga Wiśniewska (31 l.) opowiadając to, wciąż ma łzy w oczach. - Czasami mi się wydaje, że jej w ogóle nie było. Że tej kochanej istoty nigdy nie miałam... Bo kiedy wybudziłam się ze śpiączki, mojej córeczki już nie było. Wróciłam do zupełnie innego mieszkania, gdzie nie było jej rzeczy, jej ubrań czy zabawek, nie było nic, co by mi ją przypominało... - mówi ciągle wycierając łzy. Kobieta do tej pory nie może spojrzeć na zdjęcia córeczki, które jednak zachowała w telefonie. Gdy prosimy o zdjęcie, daje telefon, ale prosi o samodzielne wyszukanie. - Może kiedyś będę gotowa, żeby obejrzeć te zdjęcia. Dziś jeszcze nie... - przyznaje.
PRZECZYTAJ TAKŻE: GROZA NA BASENIE. RURA WESSAŁA DZIECKO!
Rozstała się ze swoim partnerem, z którym - jak mówi - pozostaje w przyjaźni. Nie potrafi jednak na nowo poukładać sobie życia...
Nie ma odwagi wejść do żadnego parku, nie może patrzeć na rodziny z dziećmi. Gdy widzi ich na ulicy, odwraca głowę. Nie ogląda nawet filmów, w których są małe dzieci. Bo wtedy wraca ból. Czasami, gdy nocą słyszy płacz dziecka, wychodzi na balkon, by wyobrazić sobie, że to jej Lilcia tak płacze i ona ją zaraz przytuli. - Pani Olga nie mogła pożegnać córki na cmentarzu i tak naprawdę do tej pory się z nią nie pożegnała. Jesteśmy wciąż na początku terapii, ten proces żałoby nawet się nie rozpoczął - zwraca uwagę psycholog Dominika Słomińska.
CZYTAJ TAKŻE: Ten policjant uratował 12-latkę. Sam się utopił...
Olga Wiśniewska nie odzyskała też w pełni sprawności fizycznej. Ma pogruchotany kręgosłup, zniszczone kolano, zniszczony bark, problemy z chodzeniem. Konieczna jest ciągła rehabilitacja. Ta niepełnosprawność doskwiera i przeszkadza. - Ja bym chciała pracować, wyjść do ludzi, ale nie mogę. Nie daje rady wysiedzieć nawet dwóch godzin – mówi pani Olga.
Na pytanie, co dziś pomogłoby jej wrócić do normalnego życia odpowiada:
- Zakończenie tej sprawy. Zamknięcie jej. I rozpoczęcie nowego etapu w życiu.
A psycholog precyzuje: - Pani Olga żyje z permanentnym bólem, który blokuje pełną terapię. Mamy nadzieję, że zakończenie sprawy w sądzie pozwoli jej w pełni się odblokować.
Przed panią Olgą teraz gehenna procesu sądowego, w którym oskarżonych jest troje (byłych już) pracowników Zarządu Zieleni. Pierwsza rozprawa już w tym tygodniu...
Polecamy również: Kobieta urodziła przed szpitalem.
***
20 sierpnia 2018 roku konar drzewa w Parku Praskim złamał się i spadł prosto na kobietę siedzącą na ławce, trzymającą malutkie dziecko na rękach. 6-miesięczna dziewczynka i jej matka zostały w ciężkim stanie przewiezione do szpitala. Po kilku dniach dziecko zmarło. Olga Wiśniewska z połamanym kręgosłupem i silnym urazem kolana zapadła na kilka tygodni w śpiączkę. Kilka dni po wypadu Zarząd Zieleni poinformował, że przyczyną przewrócenia się drzewa był grzyb, który zaatakował konar od środka i był trudny do wykrycia podczas kontroli. Według prokuratury tragedii można było uniknąć. Rok później śledczy postawili zarzuty niedopełnienia obowiązków i nieumyślnego sprowadzenia zagrożenia zdrowia i życia trojgu pracownikom Zarządu Zieleni. W tym byłemu dyrektorowi tej jednostki Markowi P., którego prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski w marcu 2019 r. odwołał z funkcji szefa ZZ. Jedna pracownica Zarządu Zieleni zwolniła się sama, jedna pracuje w ZZ do dziś.