Tragedia na Pradze-Północ. Tramwaj zabił dziecko na Jagiellońskiej
Koszmarny, śmiertelny wypadek na ulicy Jagiellońskiej na Pradze-Północ. W piątek, 12 sierpnia, około godz. 11:40 tramwaj linii 18 jadący w kierunku pętli na Żeraniu zabił czteroletnie dziecko. Chłopiec najprawdopodobniej nie zdążył wysiąść i drzwi tramwaju przytrzasnęły mu nogę. Motorniczy ciągnął dziecko kilkadziesiąt metrów po żwirowisku, między przystankami PIMOT i Batalionu Platerówek na przeciwko centrum rozrywkowego Hulakula. Dopiero po przejechaniu kilkudziesięciu metrów pojazd się zatrzymał.
Dziecko podróżowało pod opieką babci. Kobieta z przerażenia zemdlała...
Polecany artykuł:
Tragiczny wypadek na Pradze-Północ. Czteroletni chłopiec zginął pod tramwajem. "Jesteśmy w szoku"
- Potwierdzam, że dziecko nie przeżyło wypadku - mówi w rozmowie z "Super Expressem" kom. Paulina Onyszko z policji na Białołęce. Informacje o łamiącej serca tragedii potwierdza też Maciej Dutkiewicz, rzecznik prasowy Tramwajów Warszawskich.
- My też jesteśmy w szoku, że coś takiego się zdarzyło. Na miejsce jadą nasze służby. Będziemy ustalać, jak mogło do tego dojść - mówi "Super Expressowi" rzecznik Tramwajów Warszawskich Maciej Dutkiewicz.
Zwraca uwagę, że tramwaj linii 18, który jechał Jagiellońską, to był pojazd starszego typu - Konstal 105 Na. Nie ma w nim monitoringu. Tramwaje są kierowanie na objazdy.
Polecany artykuł:
Chłopiec potrącony przez tramwaj w Warszawie. "Wszyscy płaczą"
Na miejscu wypadku na Pradze-Północ są wszystkie służby ratunkowe. Świadkowie tragedii nie mogą uwierzyć w to, co się stało. - Wszyscy płaczą, nie mogą powstrzymać silnych emocji - mówi nam osoba, która pojawiła się na ul. Jagiellońskiej. Na miejscu tragedii pojawił się ojciec chłopca - policjant prewencji z komisariatu dla Woli i Bemowa.