- Wróciłem jak co dzień z pracy około godziny 17.00. Po drodze miałem dwie przygody, złapałem gumę, a za chwilę najechał mnie sąsiad – opowiada pan Wacław A. (68 l). - Pozostało mi tylko wstawić auto do garażu – uśmiecha się. Pan Wacek otworzył drzwi i chciał zapalić światło, bo nigdy nie wjeżdża po ciemku. Żarówka strzeliła. Poszedł więc do wyłącznika na drugiej ścianie, bo tam jak zapewniał, żarówka na pewno działała.
I teraz stało się coś strasznego, co mężczyzna zapamięta do końca życia. Gdy po ciemku dochodził do wyłącznika światła zaczepił nogą o worek ze śmieciami. - Poleciałem do przodu na regał gdzie leżał ostrzem skierowany w moim kierunku kuchenny nóż. To, co poczułem w czaszce nie da się opisać. Potworny ból kilka razy przeszył mi głowę. Po twarzy ciepłe strugi krwi płynęły mi za kołnierz. - mówi. - Spanikowałem i szybko wybiegłem do samochodu. Chciałem usiąść na przednim siedzeniu ale coś mi przeszkadzało na głowie. Przejrzałem się więc w bocznym lusterku i straciłem przytomność. Mój syn jak mi opowiadał zobaczył z okna, że leżę obok samochodu. Zachował zimną krew, bo nie chciał wzywać karetki ze względu na covid.
Mężczyźni pojechali więc do szpitala w Warszawie. Tam znajomy zrobił prześwietlenie, z którego wynikało, że ostrze jeszcze nie uszkodziło mózgu pana Wacława. - Z nożem w głowie czekałem w samochodzie na lekarza sześć godzin. W międzyczasie chodziłem w krzaki za własna potrzebą. Zabieg pozbycia się noża był błyskawiczny. Znieczulenie i szybkie pociągniecie za nóż. Po nałożeniu opatrunków mogliśmy jechać do domu. Po dwóch tygodniach skontrolował ranę. Zagoiło się jak na psie - żartował śmiejąc się 68-latek.