Do tragedii doszło w piątek około godziny 13. Pracownicy budowy stracili kontakt z operatorem żurawia i na miejsce wezwali służby ratunkowe. Okazało się, że mężczyzna, który sterował urządzeniem został porażony prądem.
- Działania ratowników wysokościowych w początkowej fazie akcji polegały na dotarciu do operatora po drabinie żurawia i rozpoczęciu udzielania pomocy medycznej. Jednocześnie kolejni ratownicy budowali stanowiska do ewakuacji. Po ocenie stanu poszkodowanego stwierdzono, że doszło do zatrzymania krążenia i przystąpiono do resuscytacji z użyciem AED oraz pół-automatycznego respiratora w celu wspomagania oddechu zastępczego - relacjonuje stołeczna straż pożarna.
Warunki akcji ratunkowej na wysokości były bardzo trudne. Na wysokość 40 metrów mogli wejść tylko strażacy, którzy wypożyczyli specjalistyczny sprzęt od przybyłych na miejsce ratowników medycznych.
Ostatecznie, udało się ściągnąć poszkodowanego na ziemię, gdzie przekazano go pogotowiu. Operator żurawia został przekazany Zespołowi Ratownictwa Medycznego, ale lekarz stwierdził jego zgon.