W "Niezapomnianych" ponownie pojawił się Michał Zmaczyński. Historyk i pasjonat policji przybliżył nam sylwetki tragicznie zmarłych policjantów.
Robert Stefanik był antyterrorystą, młodszym asystentem Kompanii Antyterrorystycznej Oddziału Prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Służbę rozpoczął 16 maja 1983 r jako milicjant plutonu specjalnego. Prowadził szkolenia ze skoków na spadochronie. Był świetnym instruktorem, wyszkolił wielu policjantów. W sobotę 25 czerwca 1994 roku na terenie Aeroklubu Kujawskiego w Inowrocławiu urządzono specjalny pokaz skoków na spadochronie z okazji 67-lecia miejscowej Huty Szkła Gospodarczego IRENA. Rober Stefanik wraz z innymi policjantami antyterrorystami wykonywał skoki na spadochronie, wykonywali też różne układy akrobatyczne. Jako instruktor był on tzw. ,,wyrzucającym’’, czyli tym który wypychał skoczków z samolotu. Skakali na spadochronach D-5 wyprodukowanych w Związku Radzieckim. Używali go wtedy wszyscy skoczkowie desantowo-powietrzni. Sam Stefanik wyskoczył jako ostatni. Nagle w pewnym momencie kiedy wszyscy policjanci zaczęli otwierać spadochrony coś poszło nie tak i spadochron Roberta Stefanika splątał się ze spadochronem jego kolegi o pseudonimie ,,Łapka’’. Czasza spadochronu Stefanika oplątała nogi Łapki. Policjanci zaczęli próbować się rozczepić, wykonywać różne manewry niestety z każdym ruchem splątują się coraz bardziej. Jak powie później jeden z przyjaciół Roberta Stefanika słychać było charakterystyczny dźwięk odpinanego rzepa, co oznacza że odciął się ktoś ze spadochronem. Robert Stefanik odciął nożem splątany pod nim spadochron kolegi tym samym ratując mu życie! Łapka też zaczął próbować się odciąć ale w ostatniej chwili się wstrzymał bo wtedy zginęli by obaj.
Stefanik próbuje jeszcze otworzyć spadochron zapasowy. Niestety zabrakło jednej sekundy żeby czasza spadochronu zdążyła wypełnić się powietrzem. Na oczach tłumu uderza o ziemię i ginie na miejscu. Jeden z kolegów policjantów kręci kamerą na pamiątkę ten pokaz. Rejestruje całe zdarzenie łącznie z momentem zderzenia Roberta Stefanika z ziemią oraz gdy lekarze na ziemi próbują go ratować. Dopiero po 21 latach bliscy i przyjaciele policjanta będą w stanie to nagranie obejrzeć. Kolega Roberta Stefanika któremu tamtego dnia uratował życie po kilku latach odchodzi ze służby w Policji. Na pogrzebie Roberta Stefanika czyta mu wiersz napisany przez siebie, od serca.
Robert Stefanik osierocił czwórkę dzieci. Został pośmiertnie awansowany na stopień starszego sierżanta. W 2018 roku w siedzibie Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie odsłonięto uroczyście 8 tablic epitafijnych dedykowanych pamięci poległych Policjantów garnizonu małopolskiego. Wśród nich znajduje się tablica pamięci Roberta Stefanika.
Marek Dziakowicz był dzielnicowym Wydziału Prewencji Komisariatu 1 Policji w Wałbrzychu. Służbę w Policji rozpoczął 21 maja 2001 r. Jest 20 lipca 2015 roku. Marek Dziakowicz wraz z żoną i córką przebywa na urlopie wypoczynkowym w miejscowości Gąski, koło Mielna. Tego dnia Marek Dziakowicz spacerując wraz z nimi (żoną i córką) po plaży zauważają parę młodych ludzi którzy wzywają pomocy. Są po kolana w wodzie. Okazuje się że zaczął się topić 16-letni brat tej dziewczyny który mimo najwyższego alertu pogodowego wszedł do morza. Po prostu chciał się popisać przed nią i jej chłopakiem. Tego dnia obowiązywał całkowity zakaz kąpieli, wszędzie wisiały czerwone flagi. Morze było bardzo wzburzone, wiał silny wiatr. Był to pierwszy dzień po silnych ulewach kiedy można było spokojnie wyjść na spacer. Marek Dziakowicz natychmiast zrzuca z siebie ubranie i biegnie na pomoc! Mimo iż jego żona szarpie go i krzyczy że wezwą pomoc i żeby tam nie szedł policjant zachowuje zimną krew i biegnie w kierunku morza po czym płynie do topiącego się człowieka. Swojej żonie każe zadzwonić na 112. Jest wysportowany, silny i bardzo świetnie pływa. Był również nurkiem i zawsze opuszczał się pod wodę z pełnym ekwipunkiem. Wierzy że się uda i uratuje młodego człowieka. Nie mógł on dopłynąć do brzegu bo wciągały go silne nurty cofające. Wraz z policjantem do wody wskoczyło na ratunek jeszcze 3 innych świadków zdarzenia. Udało im się uratować tonącego chłopaka lecz nurty cofające wciągnęły Marka Dziakowicza który mimo wszystko próbował jeszcze walczyć z żywiołem. Łapie oddech raz za razem w końcu wynurza się z wody w pozycji Y. W międzyczasie nadjechali ratownicy WOPR i od razu rzucają się na pomoc policjantowi. Próbują do niego w miarę szybko i sprawnie dopłynąć jednak siła wody jest ogromna! Fale są zbyt wysokie. Marek Dziakowicz ginie wciągnięty przez morze. Tymczasem na plaży panuje chaos! Żona i córka policjanta błagają innych o pomoc, jednak nikt nie chce im pomóc. Słychać też głosy że ,,Marek jest bez szans’’. Dopiero po chwili jedna kobieta otacza opieką żonę i córkę policjanta, wzywa pomoc. Później żona Marka Dziakowicza powie że nie zapamiętała jej imienia ani nic ale że jest jej bardzo wdzięczna bo tylko ona i jej mąż przejęli się losem jej i jej córki. Ciało Marka Dziakowicza ratownicy odnajdą dopiero 3 godziny później. Kilkanaście kilometrów dalej od miejsca tragedii morze wyrzuci go na brzeg. Ratownicy byli bezsilni, przeczesywali brzegi.
Marek Dziakowicz był człowiekiem który całe życie pomagał innym i ratował ludzkie życie! Przed wielu laty jeszcze przed wstąpieniem do Policji pomógł trzem młodym chłopakom topiącym się w pobliżu zbiornika. Raz będąc na wczasach w Egipcie przeprowadził reanimację człowieka który nagle upadł i stracił przytomność. Zanim przyjechało pogotowie to przywrócił akcję serca. W 2010 r. brał udział w poszukiwaniach starszej, wyziębionej kobiety którą odnalazł na ogródkach działkowych. W 2011 r. miała miejsce w Wałbrzychu słynna akcja w budynku wielorodzinnym na Piaskowej Górze. Policjanci dostali wezwanie że jest tam ryzyko wybuchu gazu i w budynku przebywa człowiek podejrzany o dokonanie przestępstwa. Marek Dziakowicz wszedł po balkonach na 4 piętro z najbliżej położonego mieszkania i zapobiegł tragedii. Słynął również z tego że nikomu nigdy nie odmówił pomocy czy opieki. Opiekował się m. in. samotną staruszką, robił jej zakupy, rąbał drzewo na opał. Innym razem wraz ze swoim kolegą uratowali małe dzieci które zostały pozostawione same bez opieki w domu. Przed przyjazdem pracowników opieki społecznej nakarmili dzieci, ugotowali im kaszkę. Był również honorowym dawcą krwi. W 2012 znalazł się na liście dawców wyróżnionych przez Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Wałbrzychu. Po jego śmierci koledzy w jego imieniu oddają krew na komisariacie. Tam na plaży w Gąskach pewnie też myślał że wszystko się uda, że uratuje…Marek Dziakowicz został pochowany na cmentarzu parafialnym w Mokrzeszowie. Pozostawił żonę i osierocił dwoje dzieci. Na pogrzebie żegnały go tłumy, oprócz rodziny, przyjaciół i policjantów pojawiło się wiele osób którym Marek Dziakowicz pomógł. Został pośmiertnie awansowany na stopień aspiranta sztabowego. W sali odpraw Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu została umieszczona tablica pamiątkowa bohaterskiego policjanta.
5 lat później los Marka Dziakowicza podzielił inny policjant, Starszy Sierżant Marcin Szpyruk. Był on Referentem Ogniwa Patrolowo-Interwencyjnego Wydziału Prewencji Komendy Powiatowej Policji w Mińsku Mazowieckim. 20 sierpnia w miejscowości Sztutowo nad Bałtykiem wraz z rodziną wypoczywał na urlopie. Kiedy spacerował po plaży z żoną i swoją 15-miesięczną córeczką nagle zauważył że w wodzie zaczyna tonąć 12-letnia dziewczynka. Bez wahania rzucił się jej na pomoc. Po chwili był już w wodzie i pomógł dziecku dotrzeć do miejsca w którym poczuła grunt pod nogami. Niestety po chwili silne nurty cofające wciągnęły Policjanta który zniknął pod wodą i już nie wypłynął. Jego ciało ratownicy wyłowili dopiero po 30 minutach od zdarzenia. Niestety mimo podjętej reanimacji Marcina Szpyruka nie udało się uratować. Poświęcił własne życie ratując dziecko! Tak jak w przypadku Marka Dziakowicza tak samo Marcin Szpyruk zginął na oczach żony i córki. W chwili śmierci w Policji służył już od 6 lat. Marcin Szpyruk został pochowany na cmentarzu w Siedlcach. Pośmiertnie odznaczony przez Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji Złotą Odznaką ,,Zasłużony Policjant’’.
18 grudnia 2016 r. ratując ludzkie życie zginął Młodszy Aspirant Piotr Gąsiorek. Był on Referentem Ogniwa Patrolowo-Interwencyjnego Wydziału Prewencji Komisariatu Policji Warszawa-Ursus Komendy Rejonowej Policji Warszawa III. Służbę w Policji rozpoczął 11 lutego 2008 r. Tamtego dnia około godziny 4 nad ranem jadąc na służbę w miejscowości Roguszyn między Warszawą a Węgrowem jadący przed nim kierowca stracił panowanie nad autem i wpadł do rowu. Jak się później okazało mężczyzna ten był pod wpływem alkoholu lecz policjant o tym nie wiedział. Natychmiast się zatrzymał i ruszył na pomoc poszkodowanemu. Wydostał mężczyznę z rozbitego auta i wyprowadził na pobocze. Nagle z olbrzymią siłą uderzył w niego Opel Vectra którego kierowca nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze widząc wypadek zaczął gwałtownie hamować i wpadł w poślizg. Piotr Gąsiorek w wyniku doznanych licznych obrażeń zmarł w szpitalu. Miał 32 lata. Zostawił żonę i osierocił syna. Został pochowany na cmentarzu parafialnym w Węgrowie. Pośmiertnie został awansowany na stopień Młodszego Aspiranta oraz odznaczony Złotą Odznaką ,,Zasłużony Policjant’’.
Policjantka, starszy Sierżant Magdalena Dolebska była ona Referentem Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Powiatowej Policji w Krasnymstawie. 18 października 2017 r. wraz ze swoim kolegą z wydziału Mł. Asp. Tomaszem Kowalikiem udali się do zdarzenia drogowego do którego doszło na drodze krajowej nr 17 w miejscowości Łopiennik Nadrzeczny. Była to typowa kolizja drogowa. Kiedy Magdalena Dolebska siedziała w radiowozie wraz ze swoim partnerem i wykonywali czynności nagle z całym impetem w ich radiowóz uderzył pojazd marki Renault Laguna. W miejscu w którym doszło do kolizji droga ma jeden pas w kierunku Lublina a dwa w stronę Krasnegostawu. W kierunku Krasnegostawu poruszała się kolumna ciężarówek która chciała wyminąć miejsce kolizji. Kierujący Renault Sylwester A. chciał ją wyminąć i w trakcie manewru wyprzedzania jadąc z prędkością 100 km/h uderzył w radiowóz stojący na środku drogi. Pojazd policyjny miał włączone sygnały świetlne pojazdu uprzywilejowanego oraz światła mijania i jak zeznają później świadkowie tego dnia widoczność na drodze była dobra, pogoda była wręcz słoneczna. Siła uderzenia była tak ogromna że radiowóz obrócił się i zatrzymał na przeciwległym pasie gdzie doszło do zderzenia z samochodem marki Opel Zafira. Magdalena Dolebska odniosła ciężkie obrażenia. Jej partner który też został ciężko ranny od razu przystąpił do udzielania pierwszej pomocy koleżance, chciał ją jak najszybciej zawieźć do szpitala. Mimo długiej reanimacji i szybkiej pomocy medycznej policjantka Magdalena Dolebska zmarła w szpitalu. Osierociła 15-letniego syna. Została pochowana na cmentarzu parafialnym w Krasnymstawie. Mężczyzna który spowodował ten tragiczny wypadek był już wcześniej karany za zbyt szybką jazdę.
10 grudnia 2022 roku minie 20 lat od tragicznej śmierci trzech policjantów Ekspertów Zespołu I XV Wydziału Centralnego Biura Śledczego Komendy Głównej Policji w Lublinie. Byli to: Młodszy Inspektor Jacek Adamczyk, Młodszy Inspektor Witold Gontarz, Starszy Aspirant Ryszard Krzysztoń. 10 grudnia 2002 roku policjanci Ci w drodze służbowej do Zamościa w miejscowości Sitaniec uderzyli samochodem w tył ciężarówki Jelcz. Zginęli na miejscu. W siedzibie CBŚP utworzono specjalne miejsce pamięci poległych policjantów CBŚP ,,Utracone pióra’’. Jest to symbol hołdu dla policjantów którzy zginęli tragicznie pełniąc służbę. Znajdują się tam tabliczki z nazwiskami poległych policjantów z Lublina, policjantów którzy zginęli w akcji w Magdalence podkom. Dariusz Marciniak, nadkom. Marian Szczucki o których opowiadałem na Naszym poprzednim spotkaniu, nadkom. Dariusza Mironówa, asp. Szt. Andrzeja Bara, asp. Macieja Bożka, mł. Insp. Krzysztofa Tumiela, i asp. Szt. Cezarego Mokrzewskiego. Tablica ta powstała z inicjatywy kadry kierowniczej CBŚP z okazji obchodów jubileuszu 20-lecia powstania Biura.
13 października 2013 roku w tragicznym wypadku motocyklowym zginął lubelski Policjant Aspirant Tomasz Skowronek. Był on Asystentem Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. Tego dnia pełnił służbę w patrolu zmotoryzowanym na policyjnym motocyklu. Jadąc służbową Hondą z włączonym sygnałem świetlnym i dźwiękowym na wysokości Politechniki Lubelskiej zderzył się z taksówką wyjeżdżającą z tzw. zatoki. Kiedy taksówkarz wyjechał policjant był już bardzo blisko i nie miał szans na skuteczne hamowanie. Tego dnia nawierzchnia była sucha, była też bardzo dobra widoczność. Niestety mimo to doszło do zderzenia. Mimo trwającej godzinę reanimacji Tomasza Skowronka nie udało się uratować. Policjant zostawił żonę i osierocił córkę. Nabożeństwo żałobne zostało odprawione w kościele pw. MB Królowej Polski. Następnie uroczysty kondukt żałobny przeszedł na cmentarz na Kalinowszczyźnie. W pogrzebie uczestniczyli policjanci, rodzina, przyjaciele tragicznie zmarłego funkcjonariusza. Na pogrzeb zjechała się również duża grupa motocyklistów z Lublina i regionu którzy chcieli oddać hołd tragicznie zmarłemu koledze. Tomasz Skowronek był wielkim miłośnikiem motocykli. Miłośnicy jednośladów powiedzieli: ,,Tak jak Policja pomaga nam w organizowaniu różnego rodzaju zlotów czyli zabezpiecza imprezy motocyklowe tak my chcemy oddać hołd tragicznie zmarłemu. Myślimy że ten sposób jest jak najbardziej odpowiedni’’.
Teraz przedstawię Wam historię tragicznego wypadku w którym zginął wraz z żoną i synem policjant Aspirant Paweł Jankiewicz z Komendy Powiatowej Policji w Kamieniu Pomorskim. Służbę w Policji rozpoczął w 1996 roku. Początkowo pełnił ją w Oddziale Prewencji Policji w Szczecinie. Potem służył w kamieńskiej komendzie gdzie był funkcjonariuszem ogniwa patrolowo-interwencyjnego. Następnie został też przewodnikiem policyjnego psa służbowego, owczarka niemieckiego o imieniu ,,Joker’’. Często organizował różne spotkania i pokazy w szkołach, przedszkolach które cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. 1 stycznia 2014 roku Paweł Jankiewicz wraz ze swoją żoną, dziećmi oraz z dwójką przyjaciół i ich córką wybrali się na spacer. Wiadomo Nowy Rok każdy z nas ma jakieś plany, marzenia czy aspiracje które chce w nim zrealizować. Niestety również tego dnia będący pod wpływem alkoholu i narkotyków Mateusz S. wsiadł za kierownicę swojego BMW i rozpoczął szaleńczy i tragiczny w skutkach rajd ulicami Kamienia Pomorskiego. Przed godziną 13:00 tego dnia kiedy Paweł Jankiewicz wraz z żoną, dwoma synami Damianem i Hubertem oraz ich przyjaciele z córką przechodzili ulicą Szczecińską koło przejazdu kolejowego wjechało w nich z ogromną prędkością BMW prowadzone przez Mateusza S. Policjant wraz z żoną, oraz ich przyjaciele oraz przypadkowy przechodzień zginęli na miejscu! Ciała ofiar zostały rozrzucone w promieniu kilkudziesięciu metrów a BMW dachowało. Sam sprawca wypadku nie odniósł praktycznie żadnych obrażeń i sam wyszedł z samochodu. Podróżująca z nim młoda kobieta odniosła niewielkie obrażenia. Syn policjanta Damian zmarł w szpitalu mimo szybko udzielonej pomocy medycznej. Policjant wraz ze swoją żoną Bożeną i Synkiem Damianem zostali pochowani na cmentarzu komunalnym w Kamieniu Pomorskim. Pogrzeb był uroczysty z zachowaniem pełnego ceremoniału policyjnego. Wzięli w nim udział m. in. ówczesny szef MSWiA Bartłomiej Sienkiewicz oraz ówczesny Komendant Główny Policji Marek Działoszyński. Nad trumną policjanta minister MSWiA mówił: ,,Aspirant Jankiewicz bronił świata przed złem. To zło dosięgło go wtedy kiedy najmniej się tego spodziewał. Aspirant Jankiewicz był na służbie 17 lat. Chylę głowę przed jego służbą! W tej służbie śmierć przychodzi często i jest jej częścią. Ale śmierć która przychodzi po służbie i dotyka rodziny policjanta jest szczególnie bolesna!’’ Komendant działoszyński dodał: ,,Odszedłeś z najbliższymi na wieczną służbę!’’. Wypadek przeżył młodszy syn policjanta Hubert oraz córka jego przyjaciół. Opiekę nad dziećmi przejęli dziadkowie. Sprawca wypadku został skazany na 15 lat więzienia. Wcześniej był już karany za jazdę pod wpływem alkoholu. W miejscu gdzie doszło do tego straszliwego wypadku postawiono pomnik upamiętniający jego ofiary. Zafundował go anonimowy darczyńca.
Podkomisarz Mariusz Koziarski oraz Aspirant Michał Kędzierski
Mariusz Koziarski był policyjnym antyterrorystą, Instruktorem Zespołu Szkoleniowo-Bojowego Samodzielnego Pododdziału Antyterrorystycznego Policji Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Służbę w Policji rozpoczął 25 marca 2003 r. na stanowisku kursanta Samodzielnego Pododdziału Prewencji Policji w Legnicy. Od lutego 2009 r. został referentem Plutonu Szturmowego Samodzielnego Pododdziału Antyterrorystycznego Policji we Wrocławiu. Służbę na stanowisku Instruktora pełnił od marca 2012 r. 2 grudnia 2017 r kiedy policjant przebywał w czasie wolnym od służby otrzymał nagle telefon z informacją o ogłoszeniu alarmu bojowego i natychmiastowym stawieniu się w jednostce. Mariusz Koziarski został wyznaczony na dowódcę pięcioosobowego zespołu bojowego który został wezwany do Wiszni Małej. Antyterroryści mieli tam za zadanie zatrzymać groźnego przestępcę który wtargnął do wolnostojącego kontenera z bankomatem. Chciał rozwalić bankomat i ukraść znajdujące się w nim pieniądze. Antyterroryści uformowali szyk bojowy i ruszyli do boju. Nagle w pobliżu przejechała na sygnale karetka pogotowia. Znajdujący się wewnątrz przestępca pomyślał że to jedzie na sygnale policja żeby go zatrzymać. Był on uzbrojony w karabin AK-47. Wyskoczył szybko na zewnątrz i otworzył ogień w kierunku antyterrorystów. Najpierw ciężko raniony został antyterrorysta który niósł tarczę balistyczną służącą do ochrony przed odłamkami. Kiedy upadł odsłonił cały oddział a następna kula trafiła śmiertelnie Mariusza Koziarskiego. Policjant zginął na miejscu. W potyczce zginął też bandyta którego odpalili koledzy policjanta. Rannych zostało jeszcze dwóch innych antyterrorystów. Jak powie później kolega Mariusza Koziarskiego: ,,On wziął na siebie kulę by inni mogli wykonać zadanie!’’. Bo ta kula mogła zabić każdego z policjantów AT którzy brali udział w tym szturmie. Jak się później okaże policjanci nie wiedzieli nic o tym że przestępca ten może być uzbrojony w taką broń. Mariusz Koziarski został pochowany na cmentarzu komunalnym w Oleśnicy. W jego pogrzebie brało udział kilka tysięcy osób, rodzina, przyjaciele, przełożeni, koledzy z wydziału, ponad 100 antyterrorystów, minister MSWiA Mariusz Błaszczak a także delegacje Policji z Niemiec, Czech i Słowacji. Trumnę z ciałem Mariusza Koziarskiego wynieśli z kościoła jego koledzy z wrocławskiego SPAP. Policjant zostawił żonę i osierocił dwójkę dzieci. Pośmiertnie awansowany na stopień podkomisarza, dostał też krzyż zasługi za dzielność oraz Złotą Odznakę ,,Zasłużony Policjant’’. W miejscu gdzie zginął Mariusz Koziarski stoi pomnik upamiętniający jego bohaterską śmierć a w siedzibie wrocławskiego SPAP tablica jego pamięci.
Aspirant Michał Kędzierski był Referentem Zespołu Patrolowo-Interwencyjnego Wydziału Prewencji Komendy Powiatowej Policji w Raciborzu. Służbę w Policji rozpoczął dokładnie 30 grudnia 2011 r. Praca ta była jego marzeniem. Ale jego prawdziwą życiową pasją było (tu zwracam się do Ciebie Maćku: nie wiem czy o tym wiesz Maćku) było dziennikarstwo. Był on dziennikarzem lokalnego radia ,,Vanessa’’ oraz telewizji kablowej w Raciborzu. Był też znany jako didżej dyskotek oraz prowadzący imprezy plenerowe. Jednak dla wymarzonej służby rozstał się z dziennikarstwem. 4 maja 2021 r Michał Kędzierski pełnił służbę w dwuosobowym patrolu umundurowanym w Raciborzu. Tego dnia około godziny 8:00 rano Policja zostaje powiadomiona o dziwnie zachowującym się mężczyźnie który jest w ubiorze przypominającym mundur policyjny. Został on zauważony przez pracowników stacji benzynowej w Markowicach którzy nabrali podejrzeń że może on być pod wpływem alkoholu lub narkotyków i do tego wsiadł za kierownicę swojego auta i odjechał. Następnie został on zauważony na ul. Chełmońskiego gdzie podając się za policjanta zatrzymywał jadące samochody do kontroli. Poruszał się samochodem Renault Grand Scenic który nie jest wykorzystywany przez policjantów w służbie. Po chwili na miejscu pojawił się patrol no prawdziwych policjantów. Michał Kędzierski wraz ze swoim kolegą podeszli do podejrzanie zachowującego się mężczyzny i chcieli go wylegitymować. Poproszony o okazanie dokumentów nagle zamiast nich wyciągnął broń i zaczął strzelać do policjantów. Strzelał z pistoletu Glock. Michał Kędzierski trafiony dwukrotnie umiera po kilku chwilach mimo szybko przeprowadzonej reanimacji. Kolega Michała Kędzierskiego ostrzelał napastnika raniąc go w udo po czym go obezwładnił i zatrzymał. Następnie mężczyzna ten w asyście policjantów został przewieziony do szpitala z raną uda nie zagrażającą życiu. Tamtego dnia policjanci musieli jednocześnie udzielać pomocy postrzelonemu Michałowi Kędzierskiemu jak i przestępcy którym okazał się czterdziestoletni Radosław Ś. W chwili zatrzymania miał 2,36 promila alkoholu. Mężczyzna ten był już wcześniej karany za przestępstwa narkotykowe. Niewiele brakowało a tamtego dnia mogło dojść do jeszcze większej tragedii ponieważ Radosław Ś. był mocno zdesperowany, kiedy zaczął strzelać zacięła mu się broń. W bagażniku jego samochodu znaleziono potem pistolet maszynowy Skorpion wraz z magazynkami do niego. Prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa Policjanta oraz usiłowania zabójstwa dwóch kolejnych funkcjonariuszy, nielegalne posiadanie broni oraz za jazdę pod wpływem alkoholu i posiadanie marihuany. Grozi mu dożywocie i oby nigdy już nie wyszedł z więzienia!Michał Kędzierski został pochowany na cmentarzu w Raciborzu. Kiedy w Kościele pw. Najświętszej Marii Panny odbywała się msza pogrzebowa wielu żałobników dostrzegło coś dziwnego na nieboskłonie. Chmury skłębione nad świątynią przybrały na moment ciemną barwę wyraźnie odcinając się od jaśniejszych obłoków nad resztą miasta. Niektórzy dostrzegli w tym znak jakby niebo na moment okryło się żałobą i uhonorowało w ten sposób bohaterską śmierć funkcjonariusza. Michał Kędzierski został pośmiertnie awansowany na stopień Aspiranta, odznaczony przez Prezydenta RP ,,Krzyżem Zasługi za dzielność’’ oraz przez ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji Złotą Odznaką ,,Zasłużony Policjant’’. 7 maja dokładnie o godzinie 12:00 Policjanci w całej Polsce włączyli w radiowozach syreny i światła oddając hołd i upamiętniając śmierć Aspiranta Michała Kędzierskiego. Tak samo pozostałe służby współpracujące jak Straż Pożarna czy Ratownictwo Medyczne. W Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach znajduje się Tablica Pamięci. Jest to miejsce poświęcone stróżom prawa którzy stracili życie na służbie. Tablica ta jest podzielona na 3 części: jedna jest poświęcona Policjantom poległym w latach 1920-1990, druga zawiera fragment roty ślubowania policyjnego: ,,… strzec bezpieczeństwa Państwa i jego Obywateli nawet z narażeniem życia!’’, w trzeciej zaś umieszczono tabliczki epitafijne z nazwiskami 11 policjantów poległych po 1990 r. Ostatnia tabliczka upamiętnia Michała Kędzierskiego.
Ofiary morderstw
Na Cmentarzu Bródnowskim pochowane są młode ofiary okrutnych morderstw, m.in. Robert Bogdanowicz (+26 l.) - zamordowany 15 maja 1997 roku i Beata Sawicka (+20 l.) - zamordowana 17 maja 1994 roku. Obok niej pochowany Marcin Zalewski - zmarł tragicznie 18-latek. Historia Sawickiej mrozi krew w żyłach. Zamordowana była maturzystką. Do zbrodni doszło w jej domu na Zaciszu. Pochowano ją w białej sukni, w której miesiąc później miała brać ślub. Prokuratura żądała dla Andrzeja K. i Janusza S. 25 lat więzienia. Obrona natomiast o uniewinnienie i skazanie wyłącznie za paserstwo. Sąd nie dał wiary ich zeznaniom i skazał ich na ćwierć wieku pozbawienia wolności. Wyrok zapadł jednak dopiero w 2001 roku. Po latach okazało się, że Andrzej K. (ur. 1961) uciekł z więzienia, gdy był na trzymiesięcznej przepustce w 2006 roku. Wpadł w Irlandii w 2012 roku. Zdradziły go prymitywne tatuaże na nadgarstkach – rysunki zegarka i błyskawicy, napis „Love”
To matka znalazła zwłoki córki, były zmasakrowane. Ciało dziewczyny włożono do wanny, kurki z wodą były odkręcone. Policjanci - niekompetentni, niechętni. Nie potrafili właściwie zabezpieczyć miejsca zbrodni. Zignorowali masę śladów: włosy, pasek (prawdopodobnie uduszono nim Beatę), łyżkę do opon (cios w głowę zadano metalową rurką). Po zbryzganej krwią kuchni chodzili przypadkowi gapie. Śledztwo prowadzono karygodnie. Ginęły dowody, kilku funkcjonariuszy rzekomo żądało łapówek za wsadzenie za kraty zabójców - pisała Gazeta Wyborcza.
Przełom w sprawie nastąpił dopiero 3 lat później, gdy jeden ze sprawców wpadł w innej sprawie i zaczął sypać. - W moim domu pracował stolarz. To jego podejrzewam - mówiła zaraz po morderstwie pani Małgorzata, matka ofiary. Wtedy policja nie zbadała tego wątku. Okazało się, że przesłuchany Janusz S. zna szczegóły tragicznych wydarzeń, które mógł znać tylko sprawca. Potwierdził, że z willi zginęło około 90 tys. dolarów i ponad 2 kg złota. Opowiedział też jak z kolegą zaplanował napad, liczyli jednak, że dom będzie pusty. Mimo to nie cofnęli się przed zbrodnią. Kolegą miał być Andrzej K. Beata zaprosiła obu mężczyzn do środka i poszła do kuchni przygotować im kawę.– Obaj chcieli zrealizować swoje marzenia. Janusz S. kupił nowego poloneza i rozpoczął budowę domu, który świadkowie określali jako „pałacyk”. Cały czas chodził obwieszony złotem. Andrzej K. chciał mieć własny interes – wiele lat później mówiła podczas procesu sędzia Aniela Zadrużna. Swoje marzenia mężczyźni zrealizowali za pomocą metalowej rurki.
Jeden ze sprawców niebawem opuści więzienie
Postępowanie dot. Janusza S. i Andrzeja K. zarejestrowane jest w Sądzie Okręgowym w Warszawie pod sygn. akt XVIII K 221/98. Janusz S. przebywa obecnie w jednostce penitencjarnej a koniec jego kara przypada na 20 stycznia 2023 r. Andrzej K. również przebywa w jednostce penitencjarnej a koniec jego kary określony został na 12 stycznia 2028 r. - czytamy w komunikacie przesłanym nam przez Sąd Okręgowy w Warszawie.
Nieopodal Beaty Sawickiej pochowani są także inni młodzi ludzie, którzy zmarli tragicznie :Jacek i Ireneusz Bochińscy oraz Jolanta Barbara Konopkówna, która utonęła w nurtach Wisły.