Ogień wybuchł w niewielkim, drewnianym budynku przy ul. Spedycyjnej na warszawskim Tarchominie. W baraku znajdowało się sześć osób. Nikt nie przeżył tragedii. Na miejscu akcję ratowniczą prowadziło 11 zastępów straży pożarnej. Pożar przez kilka godzin gasiło 32 strażaków.
Pożar wybuchł w miejscu dobrze znanym policji. W okolicy znajduje się tylko parking. Najbliższe osiedle jest ponad kilometr dalej. Tam w rzadkim lasku bezdomni tworzą sobie prowizoryczne szałasy. Z jednego z nich zostały tylko zgliszcza. Ogień pojawił się tam około godz. 22.
- Gaszenie i przeszukiwanie pogorzeliska trwało do godz. 3.30. Po ugaszeniu pożaru odnaleźliśmy zwęglone zwłoki sześciu osób – wyjaśnił kpt. Łukasz Płaskociński ze stołecznej straży pożarnej. Ciała były tak spalone, że policja nie była w stanie ustalić nawet płci ofiar. Policja w środowisku bezdomnych zbiera dane o osobach, które mogły tam przebywać.
- W ustaleniu ich tożsamości pomoże sekcja zwłok. Będzie wszczęte śledztwo, bierzemy pod uwagę różne przyczyny pożaru - poinformowała Magdalena Bieniak z Komendy Stołecznej Policji. Jednak ze wstępnych ustaleń wynika, że nie było to umyślne podpalenie. Jedna z prawdopodobnych wersji jest taka, że bezdomni dogrzewali się, używając turystycznych butli gazowych. Ogień rozprzestrzenił się, gdy wszyscy zasnęli. Nie byli w stanie uciec przed żywiołem.
W środę przy pogorzelisku na sznurkach między drzewami wisiało pranie, a na ziemi walały się puszki po jedzeniu i butelki po napojach.