Koszmarny wpadek pod Siedlcami. Proszę, powiedzcie, dlaczego od razu nie wezwaliście pomocy?

i

Autor: ANDRZEJ WOŹNIAK / SUPER EXPRESS Koszmarny wpadek pod Siedlcami. "Proszę, powiedzcie, dlaczego od razu nie wezwaliście pomocy?"

Tragiczny wypadek pod Siedlcami. Paweł zmarł, bo pomoc przyszła za późno

Koszmarny wypadek wydarzył się dwa dni przed Wigilią ubiegłego roku. Paweł Kotuniak (+63 l.) był cenionym elektrykiem w całej okolicy. Przed świętami Bożego Narodzenia spadł z drabiny, montując lampę w pobliskiej pieczarkarni. W wyniku obrażeń zmarł przed operacją. Rodzina mężczyzny jest przekonana, że gdyby pomoc nadeszła w porę, ten przeżyłby upadek z wysokości. Dzieci pana Pawła pragną poznać całą prawdę o śmierci swojego taty.

Tragiczny wypadek w pracy

Paweł Kotuniak (+63 l.) z Olszyca (woj. mazowieckie) kochał swoją pracę i dzieci ponad życie. Robotą rozkoszował się godzinami, często nie patrząc nawet na zapłatę. Dzięki swoim ponadprzeciętnym umiejętnościom dostał posadę w dużej pieczarkarni niedaleko swojego domu. Tam spędzał całe dnie. Nawet w nocy chętnie jeździł na awarie!

Przeczytaj też: Szumin. 47-latek wypadł z kajaka. Dramatyczna akcja ratownicza na rzece Bug [AKTUALIZACJA]

Po śmierci swojej żony, która zmarła na raka, 63-latek sam wychował trójkę dzieci. Cieszył się, że już za rok odejdzie na emeryturę i poświęci się swoim wnukom. Niestety, niedane mu było doczekać tej chwili. Tragiczny wypadek przekreślił jego plany.

Kto jest winny śmierci pana Pawła?

22 grudnia 2021 roku pan Paweł dostał polecenie od brygadzisty, by w pieczarkarni zamontować lampę owadobójczą. Wszedł na drabinę, by zaczepić lampę i wtedy doszło do tragedii. Mężczyzna spadł z dużej wysokości. - Tata krzyknął ostatkiem przytomności, by szybko wezwano pogotowie - opowiada Rafał Kotuniak (37 l.) z Warszawy, syn pana Pawła.

- W hali był tata i jego kolega. Najpierw o wypadku powiadomiono brygadzistę, właściciela, a ten dopiero po upewnieniu się, co się stało, polecił wezwanie pogotowie. Według mojej wiedzy telefony i wzajemne powiadamianie zajęło 40 minut! Dopiero po tym czasie ojciec trafił do szpitala, gdzie zmarł przed operacją - mówi nam rozżalony syn pana Pawła.

Najbliżsi zmarłego mężczyzny nie mają wątpliwości, że jego wypadek mógł zakończyć się zupełnie inaczej. - Gdyby pomoc nadeszła natychmiast tata żyłby do dziś - stwierdza syn pana Pawła.

- Siedlecka prokuratura umorzyła śledztwo pomimo tego, że wykazałem jeszcze wiele innych nieprawidłowości łącznie ze spornymi podpisami w dokumentacji - żali się 37-letni pan Rafał. - Nie chcemy żadnych pieniędzy, ani nawet kary dla winnych. Proszę, powiedzcie nam, dlaczego od razu nie wezwaliście pomocy? - dodaje.

To jeszcze nie koniec sprawy

- Na umorzenie postępowania zawsze można się odwołać - informuje prokurator Adrian Wysokiński z siedleckiej prokuratury. - W tej sprawie wpłynęło zażalenie, co powoduje, że będzie rozpatrzone ponownie - podkreśla.

Właściciel pieczarkarni nie chciał z nami rozmawiać. Powiedział, że nie udzieli dziennikarzowi żadnych informacji.

Powstańcy Warszawscy mają swoje drzewa
Sonda
Czy umiesz udzielać pierwszej pomocy?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki