Tragiczny wypadek na Jagiellońskiej. Nie żyje czteroletni chłopiec
Tragedia, która wydarzyła się w sierpniu w Warszawie kruszy nawet najtwardsze serca. Czterolatek jechał z babcią tramwajem numer 18 w stronę pętli Żerań FSO. Nic nie zwiastowało, że ich podróż zakończy się koszmarem. Gdy wysiadali na przystanku, rozegrał się dramat. Kobiecie udało się opuścić pojazd bez problemu, ale jej wnuczkowi drzwi starego składu przytrzasnęły nóżkę. Tramwaj ruszył, ciągnąc za sobą po torowisku bezbronne dziecko. Maluch zginął na oczach swojej babci w potworny sposób.
Sprawą tragicznej śmierci czterolatka zajęła się prokuratura, która wszczęła śledztwo w kierunku spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Co już wiadomo na ten moment?
Śmierć czterolatka w Warszawie. Co ustaliła prokuratura?
Motorniczy ciągnął bezbronne dziecko kilkadziesiąt metrów po żwirowisku, między przystankami PIMOT i Batalionu Platerówek. Dopiero po przejechaniu kilkudziesięciu metrów pojazd się zatrzymał. Informacje te, po wypadku potwierdziły Tramwaje Warszawskie.
- Z analizy zapisu urządzeń rejestrujących tramwaju wynika, że zahamował po użyciu hamulca bezpieczeństwa. Zahamował na dystansie 28 metrów w około 4 sekundy - informował Maciej Dutkiewicz, rzecznik prasowy Tramwajów Warszawskich.
Dodał również, że skład, który feralnego dnia kursował w kierunku pętli na Żeraniu, był w pełni sprawny technicznie. - Wagon spełnia wszystkie wymogi bezpieczeństwa określone w rozporządzeniu. Dotyczy to także systemów bezpieczeństwa drzwi i systemu zapobiegania przytrzaśnięcia pasażera - przekazał Dutkiewicz.
Śledczy zabezpieczyli m.in. monitoring z pojazdów, które były w pobliżu miejsca wypadku, a także monitoringi stacjonarne. Niemożliwe było zabezpieczenie monitoringu z tramwaju, bo po prostu go tam nie było, i jak podają Tramwaje Warszawskie, nadal nie będzie.
Przeprowadzono sekcję zwłok chłopca, a w sprawie jego tragicznej śmierci ma zostać też powołany biegły z zakresu ruchu drogowego, który wszystkie zebrane przez śledczych informacje zbierze w całość i wyjaśni, co zawiniło, i co wydarzyło się 12 sierpnia na torowisku.
Nie przegap: Warszawa: Roczna dziewczynka wypadła z 4 piętra w Warszawie. Nowe ustalenia
Z informacji, do jakich dotarliśmy, wynika, że biegły nie został jeszcze powołany. Co stoi na przeszkodzie? Nie przesłuchano jeszcze dwóch najważniejszych świadków w sprawie, którzy mogą rzucić nowe światło na całe tragiczne zajście. Od trzech tygodni nie przesłuchano bowiem motorniczego, który kierował składem, i który przebywa na zwolnieniu lekarskim. Identyczna sytuacja jest z babcią zmarłego chłopca. Ona również do tej pory nie została przesłuchana.
- Na to musimy mieć zgodę lekarzy. Czekamy na nią - wyjaśniła nam prokurator Katarzyna Skrzeczkowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Czy motorniczy podczas jazdy rozmawiał przez telefon?
Prokuratura zapowiedziała również, że sprawdzi, czy motorniczy był wystarczająco skupiony na prowadzeniu pojazdu. Śledczy mają prześledzić bilingi z jego telefonu. Jak udało nam się ustalić, po części zostały one już sprawdzone. Prokuratura nie udziela jednak szczegółowych informacji w tej sprawie. - Trwają intensywne czynności - przekazała prokurator Skrzeczkowska, i dodała, że spawa śmierci czterolatka traktowana jest priorytetowo.
Tymczasem koledzy motorniczego zorganizowali internetową zbiórkę pieniędzy na specjalistyczną opiekę psychologiczną oraz pomoc prawną dla niego. "Nikt z nas nie chciałby być na jego miejscu! Niezależnie od tego jak prawnie rozwiąże się ta sprawa, zdarzenie to zostanie z nim na zawsze" - czytamy w opisie zbiórki. Do tej pory zebrano już kilka tysięcy ponad zakładaną w zbiórce kwotę.
W komentarzach na stronie zbiórki nie brakuje również słów wsparcia dla motorniczego i jego rodziny. Oto kilka wpisów:
Zobacz też: Warszawa: Groza na Bemowie. Kobieta spadła z 9 piętra, nie żyje
"Proszę się trzymać. To nie Pana wina. Wszystko będzie dobrze. Pasażerka"
"Nie daj się!. Nie będę tutaj mówić że wiem co czujesz, że również byłam w podobnej sytuacji. Nie Jesteś winny! Pamiętaj o tym! Zrób wszystko by "winni" odpowiedzieli za stan techniczny wagonu oraz to z czym Motorniczowie muszą się mierzyć każdego dnia. Niech wszyscy o tym usłyszą jak ta praca naprawdę wygląda. Trzymamy kciuki"
"Tu nie ma winy motorniczego! Nie jestem bezpośrednio związany z tramwajami, jedynie moja mama tam pracuje a kiedyś jeszcze tata. Jak usłyszałem o tej sytuacji nie znając większych szczegółów odrazu pomyślałem że to stare 105 No i się nie pomyliłem. Te stare szroty właśnie ze względów bezpieczeństwa a dalej chociażby komfortu motorniczych i pasażerów nie powinny być wypuszczane. Ucierpiało niewinne dziecko co jest niewątpliwą tragedią, ale nie można zapominać że też ucierpiał motorniczy. Wszystkiego najlepszego dla motorniczego i całej rodziny, trzymajcie się!"