- To była dosłownie chwila. Wpadliśmy w poślizg, poczułem uderzenie i auto runęło z wiaduktu. Straciłem przytomność i obudziłem się w szpitalu - opowiadał Patryk (25 l.), kilka godzin po wypadku.
Wszystko wydarzyło się tuż po 5 rano. Pędzące BMW przebiło barierki i wylądowało na pasie zieleni. Nieprzytomnego, zakrwawionego Patryka ze zmiażdżonego auta wyciągnęła 19-latka.
Chwilę później na miejscu pojawili się strażacy i policjanci. Na miejscu przebadali dziewczynę alkomatem. Okazało się, że miała we krwi prawie 1,5 promila alkoholu. Przyznała się też do tego, że to właśnie ona prowadziła samochód.
Przeczytaj koniecznie:
- Poszkodowani mają połamane żebra i obrażenia wewnętrzne. Przeprowadziliśmy badania, ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo - tłumaczył Krzysztof Jarząbek ze Szpitala Bielańskiego.
W szpitalu, kiedy minął pierwszy szok, 19-latka... zmieniła zeznania. Powiedziała, że to Patryk prowadził samochód.
- Prawdopodobnie dziewczyna zwyczajnie przestraszyła się, że będzie odpowiadać przed sądem za jazdę na podwójnym gazie - mówi policjant z wydziału ruchu drogowego.
Teraz mundurowi ustalą, jak było naprawdę i kto rzeczywiście siedział za kółkiem. Za jazdę po alkoholu grozi do 2 lat za kratami.